`. Na
prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.
Koperta od fotografa jest już lekko zszurgana, wyblakła od dłoni, które
gładziły ją w bezsenne, wypełnione koszmarem rzeczywistości noce. Jest też
gruba, mieści w sobie plik zdjęć, których nie mam odwagi wyciągnąć. Podobnie
jak mój towarzysz jedynie ściskam ów pakiecik, czując, jak bardzo się boję, jak
bardzo to wszystko przerosło moje możliwości i moją psychikę. W końcu odważam
się ją otworzyć. Zdjęcia są nieduże, mają klasyczny format. Papier lekko
chropowaty, z tyłu nadrukowane w równych odstępach logo producenta. Pachnie
bólem i tajemnicą.
– Zobacz – Javi delikatnie wyciąga z moich dłoni magiczny pakiecik, po
czym przez ułamek sekundy szuka odpowiedniego zdjęcia. Podsuwa mi je pod nos.
Stoją na nim oboje, w tle kominek, ona jedynie w tej beżowej bieliźnie, z
oczami pełnymi radości, z dłońmi zaciskającymi się na jego nadgarstkach.
Drobniutka, szczęśliwa, a jednak pełna sprzecznych emocji, wykluczających się
pragnień. On po prostu wpatrzony w nią jakby była co najmniej jakąś boginią
zesłaną z ziemi. Natychmiast ją poznaję, widzę te ostre rysy znajome mi ze
snów. I widzę zapowiedź bólu, jaki prześladuje mnie nocami, gdzieś pośród objęć
Nando i łez zapomnienia. – Zrobiliśmy to zdjęcie tego samego ranka. Ustawiliśmy
aparat na statywie, który wygrzebała gdzieś w szafie, a potem wyszła z tego
cała dziwna sesja – podsuwa mi kolejną fotografię, tym razem z Penélope
śmiejącą się prawie panicznie i Javim unoszącym ją kilka centymetrów nad
ziemią.
Odbieram od niego fotografie w milczeniu. I w takiej samej ciszy powoli
je przeglądam. Ona roześmiana. Ona jedząca lody. Ona całująca go w czubek nosa.
Ona w jego ramionach. Ona latająca gdzieś pod sufitem mieszkania dzięki jego
ramionom. Ona szepcząca coś z tajemniczym uśmiechem. Ona robiąca głupie miny do
obiektywu. I oni razem. Całujący się. Leżący razem na podłodze. Pijący wino.
Jedzący jakąś pizzę, która chyba miała być romantyczną kolacją. On śpiący na
łóżku i jej grzywka wkradająca się na większość zdjęć.
Wszystko łączą dwie rzeczy – mieszkanie Javiego oraz radość wymalowana na
twarzach tej dwójki zakazanych kochanków.
– Kochała cię – stwierdzam.
Javi Martínez po raz kolejny uśmiecha się blado, patrząc na twarz tej,
która go opuściła na zawsze. Wydaje się być tak okropnie tym przygnieciony,
choćby samą tęsknotą, o poczuciu winy nie wspominając.
– Tamtej nocy, kiedy wszystko się odmieniło, kiedy nagle musieliśmy
zacząć kłamać i oszukiwać wszystkich, jeszcze o tym nie wiedziała. Znajdowała
się pomiędzy uczuciami, broniła się przed atakiem miłości, broniła się przede
mną. Nie odezwała się ani słowem, ani smsem do trzydziestego. Dostałem od niej
jedynie ten paniczny telefon tego poranka, kiedy wreszcie wypuściłem ją z
mieszkania. Pytała, co ma zrobić, jak kłamać. Kazałem jej jedynie powiedzieć
prawdę, przyznać się, że była ze mną. I udać, że wcale nie kochaliśmy się pół
nocy, a jedynie zawieraliśmy pokój w każdy inny sposób, jaki nie zakrawał o
zdradę.
Po raz pierwszy wtedy wypowiedziała to słowa. Głos
wtedy jej się załamał, prawie się rozpłakała, tak bardzo ją to zabolało. A ja
nie mogłem ulżyć jej cierpieniu, bo tak właśnie trzeba było nazwać naszą
wspólną noc. Zdradziła Ikera, tego,
który był miłością jej życia. Nigdy się nie oszukiwałem w tej kwestii, nigdy
też nie wymusiłem nań słów, iż któryś z nas jest ważniejszy. Nie musiała tego
mówić, to było widać po oczach. Sam fakt, iż dała mi szansę, dała szansę nam, był już wystarczającym sukcesem.
Nie mogłem od niej oczekiwać więcej. Chyba dlatego nie dzwoniłem, póki sama się
nie odezwała. Penélope musiała to sobie ułożyć w samotności. Albo w
towarzystwie Fernando, ten zaś wrócił dopiero trzydziestego i to jedynie na
kilka godzin. Dwa dni po tej wspaniałej wygranej z Schalke musieliśmy już
zameldować się na Camp Nou. A ja musiałem patrzeć na Ikera, który chyba wciąż
nie zdążył się z nią pogodzić, który kombinował w towarzystwie Jona i Fernando,
jak tylko przekupić jej łaski na swoją stronę i sprawić, by zapomniała o tej
okropnej sprzeczce. Musiałem udawać, że wcale z nią nie spałem, że wcale nie
miałem tej stuprocentowej pewności, iż i ona mnie kocha choć w niewielkim
stopniu.
Znalazł dla niej może z godzinę, kiedy przepakowywał
ciuchy i sprawdzał, jak czuje się jego Meme. Czuła się świetnie, a Penélope
potrzebowała się komuś wypłakać, podzielić się z kimś tym nadmiarem uczuć, jakie
powoli zaczynały ją przygniatać.
I tą jedyną osobą na świecie mógł być jedynie jej
Nano.
Fernando
Amorebieta Mardaras naprawdę nie spodziewał się ujrzeć Penélope niepomalowaną,
ubraną w tę za dużą o kilka rozmiarów szarą bluzę z nadrukiem złożonym z
dziwnie skompletowanej wieży Eiffela i wieży telewizyjnej wprost z Berlina oraz
numeru pięć, wszystkich odwróconych do góry nogami, którą kupił jej podczas
kilku przedświątecznych dni w Paryżu oraz dżinsowe, postrzępione szorty. Nie
podejrzewał, że włosy będą jej sterczeć na wszystkie strony, a grzywka włazić w
przepełnione całym spectrum uczuć oczy. A w szczególności nie miał bladego
pojęcia, że na sam jego widok mocno się weń wtuli i rozpłacze jak mała
dziewczynka.
– Penélope,
kochanie – szepcze tylko, gładząc ją po plecach. Z salonu wynurza się Meme ze
smutnym uśmiechem na twarzy. Opiera się o róg ściany i macha mu delikatnie. Nie
chce przeszkadzać, dlatego też kilka chwil później wraca do salonu, oddając
swojego chłopaka całkowicie do dyspozycji drobnej Wenezuelki. Cudowny gest z
jej strony. – Penélope, kocie, coś ty zrobiła?
Ona jednak
nie odpowiada, więc Fernando bez chwili zastanowienia prowadzi ją do sypialni i
sadza na miękkim łóżku wodnym.
– Czyń
spowiedź, Penélope.
Chwila
milczenia, podczas której ociera łzy rękawami bluzy.
– Zrobiłam
coś głupiego, Nano. Pokłóciłam się z Ikerem, a potem nagle znalazłam się w
mieszkaniu Javiego, na jego łóżku i on zdzierał ze mnie ciuchy, rozpalał mnie dotykiem,
szeptał coś, czego już nie pamiętam. Byłam skołowana, błagałam go, żeby mi
pokazał, jak mocno mnie kocha, żeby mnie dotykał, żeby sprawił, bym czuła go mocniej… Nazwał mnie Penny, chyba
nieświadomie, gdzieś pomiędzy jawą a snem. Przyłożyłam mu nóż do gardła,
starałam się być zimna, ale wewnątrz cała drżałam, milczeniem błagałam, żeby
mnie zatrzymał, żeby zrobił coś, dzięki czemu nie musiałabym niszczyć jeszcze
więcej. A przecież już zburzyłam całe swoje życie, zdradziłam Ikera i obiecałam
Javiemu, że to nie będzie jednorazowy incydent. Że wrócę, że znów będzie mógł
trzymać mnie w ramionach, powtarzać, jak mocno mnie kocha. Bo on mnie kocha,
Nano. Naprawdę mnie kocha i to jak nawiedzony. Nigdy nie podejrzewałam, że
potrafi być tak czuły, tak delikatny… Boże, Nano, co się ze mną dzieje?
Dlaczego nagle wszystko psuję, dlaczego wkopuję się w taki okropny burdel?
Kocham Ikera, jak ja go kurewsko mocno kocham!
– A jednak
przespałaś się z Martínezem – wcina się Fernando, wciąż mocno ją do siebie
tuląc i pozwalając jej ronić łzy w swoją koszulkę. – Penélope, czy ty go…
– Boże,
nie! – przerywa mu natychmiast. – Byłam wściekła, działałam instynktownie, nie
wiem dokładnie, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Po prostu się stało, ale ja
kocham Ikera!
– Albo się
okłamujesz, Penélope. Powiedz mi, ale tak szczerze, tak jak zawsze, czy wrócisz
do niego jeszcze raz? Czy napiszesz mu smsa po meczu, zadzwonisz ze słowem, dwoma
wsparcia albo gratulacji? Czy jednak już do niego nie wrócisz, nie będziesz z
nim nawet rozmawiać? Penélope, wrócisz do dawnego życia, udasz, że nic się nie
stało, że wcale nie spędziłaś tej nocy z Martínezem?
Odpowiada
mu cisza, absolutnie wymowna cisza, przerywana jedynie jej płaczem pełnym
poczucia winy.
– No
właśnie, Penélope.
– Nano, nie
osądzaj mnie – mamrocze jedynie.
– Jestem
ostatnią osobą, która ma do tego prawo.
– Jesteś
jedyną osobą, która ma do tego prawo. Bo ty mnie rozumiesz, prawda, Nano?
Głos ma
pełen nadziei, a oczy smutne jak nigdy dotąd.
– Rozumiem,
że czujesz coś do nich obu. Ale się przed tym bronisz.
– Nano,
nie…
– Nie
oszukuj mnie. Możesz oszukiwać siebie, ale nie mnie. Ja idę, a ty idziesz ze
mną, pamiętasz, Penélope?
Szatynka
mamrocze jakieś słowa potwierdzenia.
– Powiesz
to, czy boisz się tych słów, kocie?
– On wie,
on sam mi powtarzał, że to się wydarzyło w chwili, której nawet nie
spostrzegliśmy. Jakby to wszystko stanowiło część czegoś większego, czegoś,
czego my, niewarci nawet spojrzenia jakiś bóstw, nie jesteśmy w stanie pojąć.
Fernando
całuje ją w czoło, wypuszczając z objęć.
– Walcz o
miłość, Penélope. Tylko ona jest coś warta w świecie pełnym kłamstw i zła.
Wenezuelka
wzdycha ciężko, ocierając po raz kolejny łzy rękawami bluzy.
– Tylko o
którą?
– Za kogo
ty mnie masz?
Czekoladowe
oczy Javiego Martíneza rzucają gromy, choć głos ma absolutnie wyzbyty z emocji.
– Za
człowieka, który kocha moją Penélope. I który zniszczy jej życie do samych
fundamentów. Musisz pozwolić jej odejść, niczego od niej nie wymagaj, nie proś
o nic, daj jej wybór.
– A jeśli
wybierze mnie?
– Nie,
Javi. Nie miej nadziei, że wybierze ciebie. On jest jej całym światem.
– Który nie
przeszkodził jej w pójściu ze mną do łóżka.
– Była zła,
skołowana, nie myślała logicznie.
– Po prostu
mnie kocha.
– A może to
tylko twoje przemożne marzenie? Może tylko tak ci się wydaje?
– To nie ty
trzymałeś ją w ramionach. To nie tobie przykładała ostrze noża do gardła. To
nie twoje imię prawie krzyczała w środku nocy. Nie tobie obiecała, że nie
zniknie, póki razem nie posprzątamy tego bałaganu, jaki razem zrobiliśmy.
– Ty
zrobiłeś w jej życiu. Ty w nie wparadowałeś, nie oglądając się na te piękne
perspektywy, jakie mogła mieć. A teraz ona to straciła i ty jesteś temu winien.
– Fernando,
to siedziało gdzieś głęboko w nas od dawna, od Paryża. I to by się prędzej czy
później i tak stało. Nie zrzucaj całego ciężaru na mnie, bo Penélope wcale nie
jest święta. To nie ty spędziłeś z nią noc i nie ty dzięki tej nocy
zrozumiałeś, że tylko dzięki niej możesz być człowiekiem szczęśliwym,
człowiekiem spełnionym na każdej płaszczyźnie życia.
– Ale ja ją
pocieszałem, to ja osuszałem jej wczorajsze łzy i to ja przysięgałem, że nigdy
nie pozwolę jej skrzywdzić komukolwiek. Powinienem był dać ci w pysk za to, że
z nią spałeś.
–
Powinieneś.
– Dlaczego
jej to robisz? Pozwól jej żyć starym rytmem, pozwól jej wrócić do Ikera. Oni
muszą być razem.
– Oni są
razem tylko dzięki tobie. Ty wepchnąłeś ją w jego ramiona.
– Ale ona
go kocha.
– Mnie też.
– Jeśli ją
kochasz, pozwól jej odejść. To największy dowód miłości.
– Gdyby to
jeszcze było takie proste.
Wcale nie
chciał złapać Martíneza wieczorem gdzieś między hotelowymi korytarzami
pachnącymi Barceloną i zapytać go, czy spał z Penélope. Wcale nie chciał też
zrzucać całej odpowiedzialności na ramiona Baska, żeby tylko odciążyć Penélope.
Nie chciał przygnieść winą żadnej ze stron tego błędu, jednak kiedy dotarło
doń, iż ma tylko dwa wyjścia, postanowił uratować przynajmniej Penélope. Swoją
małą, kochaną Penélope, najjaśniejsze światełko w tunelu, dziewczynę o czystym
sercu i dziecięcej naiwności, której przecież życie już nie raz nie
oszczędziło. Przynajmniej teraz powinien oszczędzić jej cierpienia, teraz
powinien wywalczyć dla niej choć odrobinę spokoju od wyrzutów sumienia i wmówić
jej, iż została najprościej na świecie omamiona, uwiedziona i pozbawiona
racjonalizmu.
Penélope
jest najważniejsza i to właśnie ją trzeba uratować. A jeśli ceną za spokój i
szczęście Penélope jest Javi, będzie trzeba go poświęcić bez zawahania. Może i
Fernando musi pozostać wierny Penélope i nie może jej okłamać, lecz drobne
manipulacje Martínezem nie są przecież mu zabronione. A wszystko to musi zrobić
dla niej i jedynie dla niej. No, może trochę też dla Ikera.
Wcale nie
planował też nakazywać Javiemu zostawić tę biedną, zagubioną w całym tym
cholernym świecie uczuć dziewczynę. Ale zrobił to i dopiero dzięki temu
zrozumiał, jak mocno i od jak dawna kocha swoją Meme. Już wtedy, w sylwestrowy
wieczór pozwolił jej odejść jedynie z miłości, z tej cholernie chorej miłości,
którą czuł do niej od dawna i z którą nie miał nawet ochoty walczyć. Poddał się
jej bez zawahania i teraz Javi zrobił to samo.
Tylko że
Meme nie miała zakochanego weń na ślepo chłopaka i tych perspektyw, które Javi
właśnie odebrał Penélope.
Zniszczyli
mu ją, jego najdroższą, najcudowniejszą Penélope, jego małą dziewczynkę, której
obiecał przed laty uchronić ją przed wszelkim złem. Dla jej dobra wyreżyserował
jej pierwsze randki z Ikerem, dla jej dobra wybrał jej właśnie jego. Młody
Muniain potrzebował kogoś, kto będzie prowadził go za rękę przez życie. I
Penélope potrzebowała tego samego. Mieli więc prowadzić się nawzajem, chronić
przed błędami i każdym zboczeniem ze wspólnej ścieżki.
Czegoś
tutaj Fernando Amorebieta nie przewidział i tym czymś – a dokładniej kimś –
okazał się pewien wyrośnięty defensywny pomocnik przemianowany przez El Loco
Bielsę na obrońcę specjalizujący się niegdyś w seksie bez uczuć i mocno
zakrapianych imprezach bez kaca.
No i Javier
wszystko spieprzył w sposób tak dokumentny, że nawet Fernando Amorebieta
Mardaras nie ma pojęcia, jak rozstrzygnąć tę pojebaną sytuację. Pozostaje mu
jedynie bezszelestnie się wycofać i modlić, ażeby wszystko ułożyło się z
korzyścią dla Penélope.
Niestety,
nie przewiduje również, że przez te wszystkie komplikacje jego mała dziewczynka
straci wreszcie nie tylko perspektywy, ale i życie.
„Jesteśmy z
wami i bardzo was kochamy obie. M i P” – sms od Argentynki przyprawia jej
chłopaka o delikatny uśmiech kilkanaście minut po przegranym meczu z Barceloną.
Ale tak naprawdę to nic, nikt się tym nie przejmuje, bowiem każdy zawodnik
Athletic Club de Bilbao żyje już rewanżem z Schalke.
Iker zaś,
siedząc niedaleko Fernando i tuż obok Jona, rozważa z nim każdą możliwą opcję
na efektowne przeproszenie Penélope. Jakby w porównaniu z jej czynami
biedaczyna miał za co przepraszać. Natomiast Javi udaje wręcz perfekcyjnie, że całkowicie
poświęca swoją uwagę Llorente i jego ostatniej łóżkowej zdobyczy, udaje w nienaganny
sposób, że nie łowi każdego ze słów Ikera.
Bo nic
innego mu nie pozostaje. Przecież nie podejdzie do Muniaina i z cynicznym
uśmiechem nie rzuci czegoś w stylu „Bardziej powinieneś się martwić, czy
przypadkiem cię nie zostawi, bo już zdążyła cię zdradzić i to ze mną”. Może
dawny Javi Martínez byłby w stanie to zrobić, jednakże obecnie nie ma sumienia
aż tak doszczętnie niszczyć życia Penélope.
Bo on
naprawdę ją kocha i naprawdę chce zrobić wszystko, żeby móc ją mieć choć
jeszcze przez jedną noc, przez jedną chwilę w swoich ramionach. I chyba dlatego
Fernando z uśmiechem sięga po odłożony niedawno telefon i wklepuje kilka słów. „Ja
też was obie kocham. F”. Lecz wiadomości nie wysyła, bowiem kilka sekund
wcześniej telefon dzwoni.
Penélope.
– Dobrze
graliście – szepcze cicho dziewczyna. Gdzieś pomiędzy tymi zgłoskami
rozbrzmiewa nieme, znane obojgu pytanie.
– Przegraliśmy,
kochanie. Meme jest z tobą?
– Wzięła
leki, zjadłyśmy kolację, teraz poszła się wykąpać. Dobrze grałeś, Nano.
– I tylko
to chciałaś mi powiedzieć?
– Nie.
Chciałam cię zapytać, co mam zrobić.
Fernando
ciężko, bardzo ciężko wzdycha.
– Masz moje
błogosławieństwo, Penélope – rzuca cicho, na tyle cicho, żeby nikt poza nią
samą tego nie usłyszał. – Rób to, co czujesz. Bo ja już nie mogę nic zdziałać,
nie mogę cię teraz z tego wyciągnąć.
– Nie
chciałam cię o to prosić. Nie czułabym się nawet tego godna.
–
Pieprzysz. Jeśli tylko będę mógł coś zrobić, masz mi powiedzieć, dobrze,
Penélope?
– Obiecuję, Nano.
– Pobłogosławił nam. Mnie i Penélope. Ona nigdy nie
chciała się do tego przyznać, ale ja doskonale słyszałem tę rozmowę. I
wiedziałem już, że powoli ją wygrywam, że ona naprawdę chce Ikera i chce mnie.
Chciała mieć nas obu, ale mnie musiała schować poza światem i realnością.
Fernando zaś nie raz musiał nas kryć. On i Meme byli naszą jedyną szansą na
udawanie, że jest okej, że wcale nie jesteśmy ze sobą. On i Meme byli nasza gwarancją bezpieczeństwa na zachowanie
status quo. Nie raz Penélope to wykorzystywała, nie raz kłamała, że wychodzi na
kawę czy coś w ten deseń z Meme. A potem dzwoniła do mnie i kochaliśmy się na
podłodze w tym moim prowizorycznym saloniku, robiliśmy sobie dziwne zdjęcia,
oglądaliśmy od święta nawet jakieś filmy. Chcieliśmy za wszelką cenę zachowywać
się jak normalna para, chcieliśmy mieć takie normalne momenty, które nie
definiowałyby nas jedynie jako klasycznych kochanków.
W szczególności Penélope tego potrzebowała. Ale i tak
utknęliśmy zamknięci między ścianami mojego mieszkania, nie mogliśmy pojawić
się razem nigdzie. Zbyt mocno było po nas widać, że coś nas łączy, zaś te
chwile podczas treningów w Lezamie, kiedy nie mogłem jej pocałować, pokazać,
jak mocno ją kocham, te chwile były absolutną męczarnią.
I męczarnią było to, że wciąż nie powiedziała tego
banalnego „Kocham cię, Javi”.
***
Znów jestem tydzień w plecy i mogę tylko bardzo za to
przeprosić. Jest trochę dziwnie i chwilami nie mogę zebrać się w sobie.
Spróbuję jednak wrócić do jako-takiego dodawania na
czas, bo naprawdę niewiele zostało.
Dla Naty.
Do zobaczenia w czwartek.
Nie wiem, ile razy pojawiła się dedykacja pod rozdziałem dla mnie, ale dziękuje za każdą z nich. I teraz chce mi się płakać, bo Javi jest nieszczęśliwy, bo Javi kochał Penelope, a do końca tylko 4 rozdziały. Wcale nie chcę końca. N.
OdpowiedzUsuń