`. Boję się
spróbować, bo jeśli mi się nie uda, to nie wyobrażam sobie reszty mojego życia.
– Nic nie może trwać wiecznie, Fabrizio. Myśmy nie mieli szans, to
zdecydowanie zaczynało nas przerastać. Penélope kłamała na potęgę, oszukiwała
cały świat, wkręcała wszystkim takie bzdury, że nawet ślepy by zauważył. A oni
nie widzieli. Nawet nie wydawało im się podejrzane, iż nagle zaczęliśmy się
intensywnie przyjaźnić. Do nikogo nie docierało, że wspólne wypady na zakupy,
na kawę, czy nawet na drinka średnio co drugi-trzeci dzień to już niepokojące
sygnały. Oni tego po prostu nie widzieli, jakby cieszyli się samym faktem, iż
nasza prywatna wojna się już zakończyła. Nikt tylko – nie licząc Fernando i
Meme oczywiście – nie miał bladego pojęcia, iż nasza wojna skończyła się
obustronną całkowitą porażką. Penélope przegrała właściwie wszystko, ja zaś
przegrałem wszelkie szanse na spokój i szczęście wykraczające poza kilka
najbliższych dni.
Nie mogło być zwycięzcy, podobnie jak nie mogło nie być pokonanych. To
była najbardziej destrukcyjna walka; walka, która prędzej czy później musiała
skończyć się wręcz tragicznie. Zresztą, przecież doskonale wiesz, iż w
ostatecznym rozrachunku gorzej już być nie mogło. Śmierć Penélope była w to
wpisana od samego początku, od tej krótkiej chwili osiemnastego sierpnia dwa
tysiące jedenastego, kiedy pomyliły nam się uczucia. A może trochę później się
w niej zakochałem…? Sam już nie wiem, Fabrizio.
– Tamto w grudniu, podczas Paryża, to było…? – pytam nieśmiało, nie mając
nawet odwagi dokończyć.
– Tak, Fabrizio. Po pijaku wychodzą z nas różne rzeczy, zazwyczaj
najbardziej skryta, najtrudniejsza do zaakceptowania prawda. Wtedy, w grudniu,
poczułem to w sposób naprawdę bolesny. Chciałem jej całej i to bolało, jednak
patrząc na to wszystko z odległości czasu, dobrze wtedy zrobiła. Zgniotła mnie
słowami, nie dopuściła do niczego, ale też nikomu o tym nie powiedziała. No,
oczywiście wyłączając z tego Fernando, jakkolwiek on wiedział wszystko. Chyba
nie spodziewał się, że w pewnej chwili kierowanie życiem Penélope z oddali, w
sposób nie do zauważenia, wymknie mu się spod kontroli. Jego mała dziewczynka
miała być kurewsko szczęśliwa z Ikerem, mieli mieć swój radosny świat, a tu
nagle niespodziewanie wpakowałem się w to wszystko i im to rozwaliłem.
Dziś potrafię być tylko na siebie o to wściekły. Potrafię tylko się obwiniać
i każdego dnia na nowo uświadamiać sobie, że gdybym nigdy nie zniszczył jej
idealnego związku, Penélope Amorebieta wciąż by żyła, a ja dalej bym nie
zadawał sobie sprawy z tego, jak kurewsko mocno można kogoś kochać.
Życie Remedios Amaranty de Olano
Flores powoli zaczynało nabierać kształtu, jakiego ona sama nigdy się nie
spodziewała. Nie podejrzewała, iż kiedykolwiek – a tym bardziej jeszcze przed
trzydziestką – będzie dane jej budzić się obok osoby kochającej ją nader
wszystko, widzieć jej uśmiech o poranku i kosztować jej ust zawsze wtedy, gdy
tylko nachodziła ją na to ochota.
Remedios Amaranta de Olano Flores
zaczynała być powoli szczęśliwa i nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia.
Przy Javim nigdy ich nie odczuwała, ale Javi to w końcu Javi i uczucia w jego
obecności nie występowały. Przy Jonie zaś zawsze chciało jej się płakać z
bezsilności i bezkresnej rozpaczy. Raniła go samym faktem swojej obecności,
dzięki któremu był jednak najszczęśliwszym facetem pod słońcem.
Tylko Fernando niczego od niej nie
oczekiwał, niczego nie żądał, po prostu na nią czekał gotów wybaczyć wszystko,
każdy popełniony błąd, każdą wbitą w strachu szpilkę i każde, ale to każde
odejście. Tylko on był gotów kochać ją nawet w ciąży, kochać nawet to dziecko,
które na pewno nie było jego.
Fernando sobie z nią radzi, znosi jej
humorki i na pewno nie pozwoli jej odejść. Niekiedy z nią walczy, niekiedy sam
się załamuje, lecz szybko wstaje dwa razy silniejszy.
Tylko dzięki niemu Meme wciąż żyje.
No i może również dzięki Jonowi; szczególnie dzięki Jonowi, który tak naprawdę
ją tamtego dnia uratował. Jakkolwiek to Fernando obecnie trzyma ją na tym
świecie, to Fernando pokazuje jej, iż każdy dzień może być jeszcze piękniejszy
w swojej zwykłości. Pobudka o poranku, zrobienie śniadania, a potem wspólne
wyruszenie do Lezamy i powrót z niej do domu, a potem wspólna kolacja z
Penélope – o ile ta nie spędzała czasu z Ikerem albo Javim – i wieczór spędzony
na sofie. Tak, zdecydowanie Meme pokochała rzeczywistość, zaś w lustrze prawie
już nie zauważa blizny pod piersią.
Fernando całuje ją lekko w usta,
kiedy siada obok niego na sofie.
– Znów oglądamy seriale? – śmieje
się krótko, układając głowę na ramieniu Wenezuelczyka.
– Masz inne propozycje?
– Pewnie nie mam, podobnie jak nie
ma ich nasza droga hiszpańska telewizja. Po co płacić za kablówkę, jeśli i tak
ciągle puszczają na zmianę te beznadziejne południowoamerykańskie telenowele z
beznadziejnymi amerykańskimi komediami romantycznymi?
– Powiedziała Argentynka.
– Podsumował mnie Wenezuelczyk –
odgryza się natychmiast, w odpowiedzi zaś dostaje jedynie kolejny krótki
pocałunek. – Gdzie jest Penélope?
– Z Ikerem.
– Przynajmniej wróci w znośniejszym
stanie – wzdycha blondynka, której to wszystko naprawdę bardzo się nie podoba.
– Ty też to widzisz?
– Że ona sama nie wie, co właściwie
wyprawia? Że wpakowała się w okropne bagno i nie za bardzo, a właściwie to
kompletnie nie ma pojęcia, jak z tego wybrnąć? Słyszę, kiedy płacze. Nie muszę
widzieć.
– Miała być z Ikerem już na zawsze,
na dobre i złe. Mieli się hajtnąć w przyszłości, a jeszcze w tym roku razem
zamieszkać – uśmiecha się smutno, z lekkim zawodem ukrytym gdzieś w ciemnych
tęczówkach Amorebieta. – Mieli nawzajem prowadzić się przez życie, wiesz?
Opowiedziała mu o naszej pokręconej rodzince, spędziła święta w jego domu w
Pampelunie, jego mama po prostu ją uwielbia.
– Szczęściara – przerywa z lekką
ironią w głosie. – Bo twoja to za mną nie przepada, chociaż aktorką była
doskonałą wtedy, w grudniu.
– Moja matka – powtarza z dawką
pogardy w głosie. – Ona jest ostatnią osobą na świecie, którą powinnaś się
przejmować, Meme.
– Nigdy nie pomyślałeś o tym, że
może po prostu ona jest nieszczęśliwa?
– Nie tłumacz jej, Meme – prosi. –
To nie jest dobra kobieta, to nie jest ktoś, kto zasługuje na częste wspominanie.
Nie po tym wszystkim, kochanie. Nie jesteś zdania, że Penélope dobrze jutro
zrobią jakieś zakupy?
– Wątpię, żeby się na nie zgodziła. Nie
widziała się z Javierem od dwóch dni, to sporo, patrząc na to, co ich teraz
łączy.
Fernando mamrocze coś pod nosem, po
czym już zrozumiale pyta jasnowłosą Argentynkę:
– Nie podoba ci się to, Meme?
Ona zaczyna się gorzko śmiać w odpowiedzi.
– Bynajmniej – ironizuje. – Bo przecież najważniejsze, żeby twoja mała
Penélope była szczęśliwa! Nieważne, co robi ze swoim życiem, jak bardzo je
plącze, jak bardzo się w nim gubi, ważne, żeby była szczęśliwa. Otóż, Fernando,
poinformuję cię, iż na pewno taka nie jest. Twoja mała Penélope umiera w
układzie, jaki sobie wytworzyła.
– Przesadzasz, Meme – bagatelizuje Wenezuelczyk, na co ona tylko
prycha z niezadowoleniem. Cholerny Amorebieta! Mógłby zacząć nareszcie jakoś
trzeźwiej spojrzeć na świat; brakuje mu tego co najmniej od tamtego cholernego
strzału.
– Chciałabym. Ale doskonale wiem, że z Javierem nic nie jest proste i
niepokomplikowane. A ona sama z siebie tak łatwo nie ucieknie.
Fernando wzdycha ciężko.
– Musimy dziś wieczorem rozmawiać o Penélope?
– Wróci jutro rano, rzuci się na łóżko i będzie płakać kilka godzin –
odpiera, jakby była to największa oczywistość tego świata. Panienka
Amorebieta w istocie obrała sobie takie
działania jakiś czas temu za bardziej prawdopodobne od tego, iż znów założy na
siebie coś w kwiatki.
– Spotkamy ją w Lezamie, gdzie będzie z uśmiechem oddawać każdy
pocałunek Ikera, a potem pójdzie z nim na obiad do Los Leones. Jeśli wróci
jeszcze jutro, to będzie zdecydowany sukces – poprawia swoją chyba narzeczoną
Fernando.
Meme znów wybucha gorzkim śmiechem, następnie zaś dodaje:
– A potem rzuci się na łóżko i będzie płakać.
– Przesadzasz, Meme. Naprawdę przesadzasz.
– Ona jest Amorebieta, a do tego dobrała sobie do sekretnej pary
Martíneza. Naprawdę uważasz, że to będzie takie łatwe? – pyta, pocierając
dłońmi skronie. Głowa pulsuje jej w nieznośny sposób od kilku godzin i
zapowiada tym kolejną bezsenną noc. Cudownie.
Fernando wzdycha ciężko.
– No cóż, może trochę racji masz – przyznaje wreszcie. – Ale ona sobie
z tym radzi. Wiedziała, w co wchodzi.
– Nie miała bladego pojęcia. Miała co najwyżej jakąś idylliczną wizję
tego wszystkiego, kochanie. A teraz pojawiła się rzeczywistość i jest cięższa,
o wiele cięższa, aniżeli się spodziewała.
– Zgaduję w ciemno, że będziesz jej radzić wybrać.
– Nie – przeczy z lekkim uśmiechem, mocniej wtulając się w ramię
narzeczonego. – Nie mam zamiaru dawać jej rad, nie mam zamiaru wchodzić w jej
życie. Pewnego dnia będzie tak ciężko, iż sama zrozumie, że nie ma innego
wyjścia. I wtedy zostanie z Ikerem.
– Skąd ta pewność? – Fernando unosi brwi w geście rozbawienia.
– A ty jesteś odmiennego zdania?
W tym rzecz. Oboje z Fernando wiedzą, iż wojnę o Penélope zawsze wygra
Iker, bez względu na to, jak bardzo Javier by się o nią nie starał i by jej nie
kochał.
Penélope nie płacze o poranku następnego dnia, kiedy wraca do domu.
Jest przygnębiona, aczkolwiek ciężko to spostrzec. Chyba że jest się Remedios
de Olano albo Fernando Amorebietą. Wspaniałą dwójką jej przyjaciół, którzy
krzątają się po kuchni, radośnie sobie dogryzając. Penélope chyba chce
przemknąć do siebie niezauważona, jednak Meme z uśmiechem wciska jej w dłonie
kubek gorącej kawy z mlekiem, Fernando zaś stawia na stole trzy talerze i rzuca
radośnie:
– Nawet nie myśl, że nam uciekniesz.
– Nie zmuszam cię, żebyś tłukła się dziś z nami do Lezamy, ale
śniadanie zjesz z nami i nawet nie przyjmujemy do wiadomości, iż nie masz
ochoty – dodaje Meme.
– Muszę odespać – szepcze słabo szatynka, jednakże grzecznie siada
przy stole i czeka, aż Wenezuelczyk nałoży na talerze omlet. – Całą noc
musiałam kłamać na potęgę. To męczące.
– Wiesz, co powinnaś zrobić? – szepcze na to Meme.
– Nie chcę, Amaranto – odpowiada bez chwili namysłu. – Nie wiem, co
miałabym zrobić. Kłamanie jest okej, trochę tylko męczy.
– I źle wpływa na związek, Penélope – prycha blondynka, Fernando zaś
gani ją natychmiast ostrym spojrzeniem.
– Nasz związek się świetnie trzyma. Oglądaliśmy razem filmy,
rozmawialiśmy, potem się kochaliśmy. Fajna noc. Ustaliliśmy, że się do niego
przeprowadzę niedługo, jakoś po końcu ligi, a teraz mogę już pogrzebać w
ścianach i tak dalej. Wiecie, takie głupie gadanie o niczym, puste obietnice,
jakich zawsze pragnęłam. Wie, że dziś spotkam się z Javim, chociaż nie musi
wiedzieć, w jakim celu. Ale to boli, kiedy za każdym razem muszę go okłamywać.
Meme wzdycha ciężko, zaciskając szczupłe palce dookoła nadgarstka swojego
narzeczonego. On obdarza ją krótkim, ciepłym uśmiechem, ażeby ponownie całą
uwagę skupić na Penélope.
Niewiarygodne, jak ta dziewczyna zmieniła się od Gelsenkirchen. Po
jednej nocy z Javierem – po jednej i jakże błędnej nocy z największym
dziwkarzem Kraju Basków, na litość Boską! – nagle rozmiłowała się z kłamstwach,
udawaniu i życiu na dwa fronty. A wszystko w imię niezrozumiałej, niszczącej
prawdziwy świat miłości. Wszystko w imię tego, co z dnia na dzień coraz
bardziej ją zabija i co musi być perfekcyjnie ukryte pod kurtyną
niedopowiedzeń. W tym również tych ze strony Meme, która nie chciała już
kłamać, nie chciała więcej oszukiwać. Od ściągnięcia szwów miała nadzieję, iż
będzie już łatwo, słodko i bardzo szczęśliwie, wręcz idyllicznie u boku najważniejszego
mężczyzny swojego życia. Zapomniała tylko, że w życiu Fernando jest jeden
balast, zwie się Penélope i jest jego młodszą siostrą. Najukochańszą
dziewczynką na świecie, której nie pozwoli nikomu skrzywdzić.
Nic dziwnego, poczucie winy jeszcze z lat, kiedy Penélope pierwszy raz
była w Bilbao, zawsze pozostanie w jakimś stopniu żywe, a Fernando będzie
chciał odkupić winy matki i ojca swoim poświęceniem. Oddać jej z nawiązką
niedomiar czułości i troski, pokazać, jak bardzo mocno i bezwarunkowo można ją
kochać, jak bardzo wytrwale można wspierać jej nawet najgłupsze decyzje i jak
bardzo uparcie można powtarzać, iż poddawanie się definitywnie nie jest
wyjściem.
„Wszystko jest dozwolone oprócz
poddawania się. Złota zasada Marcelito powinna być chyba jakimś naszym
naczelnym mottem, myślą przewodnią, może nawet hasłem motywacyjnym. Wierzę, że
ta dziewczyna się nie podda, nie pozwoli sobie na popełnienie błędu, jednakże
przede wszystkim nie ucieknie przed nieuchronnym” – powtarza w myślach Meme de
Olano od wielu dni za każdym razem, kiedy w bursztynowych tęczówkach
przyjaciółki już lśnią łzy, a ona sama szykuje się do szybkiego zniknięcia wraz
z uwielbianą Arethą Franklin za drzwiami swojej sypialni.
I nawet Fernando nie może jej już uratować.
– To było tragiczne, Fabrizio. On nie
mógł jej uratować, nawet on nie mógł tego zrobić. Jej najlepszy przyjaciel, jej
największe wsparcie. Jedyna osoba, której ufała bezgranicznie i która miała
prawo do wszystkiego. Mógł ją
oceniać, mógł krytykować, mógł nawet nią kierować i rządzić, a ona na wszystko
się zgadzała w imię miłości oraz tego, że Fernando nie dopuściłby nigdy do jej
krzywdy. Cokolwiek by się nie działo, on by ją choćby w ostatniej chwili
uratował.
Jak bardzo szkoda, że ta sztuka się nie
udała pierwszego maja zeszłego roku, kiedy umierała w samotności i bez nadziei
na ratunek.
Każdego dnia o niej myślę. Myślę o niej
bezustannie, wspominam nasze krótkie chwile i każde jej słowo. Staram się nie
rozpamiętywać etapu nienawiści, powoli wymazuję go z pamięci. Udaję, że wcale
nie było aż tak źle, że wcale nie byliśmy wobec siebie tak bardzo bezlitośni, a
nasza mała wojna była mała tylko z pozoru i mentalnie objęła cały klub.
Każdego dnia udaję, że wcale nie
przyczyniłem się do jej śmierci. Oszukuję sam siebie, łgam już nawet przed
lustrzanym odbiciem. Nic mnie nie uratuje, podobnie jak wtedy już nawet
Fernando nie mógł uratować swojej małej Penélope.
Każdego dnia za nią tęsknimy. Wszyscy.
Wiemy jedno – tęskniąc za Penélope, nie nauczymy się nigdy życia bez niej, lecz
te rany są wciąż otwarte i krwawią. Nie umiemy o niej zapomnieć, panicznie się
tego boimy. Pamiętamy w sposób najbardziej zaborczy na świecie, pamiętamy, bo
wiemy, iż nie mamy innego wyboru. Musimy
pamiętać Penélope Amorebietę. Musimy ją pamiętać, ponieważ jeśli my
zapomnimy, Penélope umrze naprawdę. Dopóty, dopóki ją pamiętamy, Penélope żyje
w naszych sercach. I tylko w nich pozostanie na wieki, bowiem nigdy nie
zapomnimy, na pewno zaś nie robię tego ja. Spłonę w ogniu piekielnym za zniszczenie
jej życia, spłonę, ponieważ ją kocham, ale nigdy, przenigdy nie pozwolę jej
odejść tak całkowicie.
Wenezuelskie usta pieszczą przyjemnie jej skórę, zaś ciepły oddech
owiewa szyję, powoli wybudzając ze snu w o wiele przyjemniejszy sposób od
budzika. Fernando zdecydowanie nie ma zamiaru się poddać, kiedy jednak Meme
mamrocze coś pod nosem na temat dalszego spania. W odpowiedzi dostaje kolejne
kilka pocałunków i zimne dłonie ślizgające się po jej ciele.
– Tak, tak, teraz mnie rozbierz, a na pewno spóźnimy się do Lezamy –
śmieje się krótko, powoli otwierając oczy. Najpierw jedno, potem drugie, modląc
się, żeby słońce za mocno nie świeciło w okna. – Musimy zdecydowanie albo kupić
jakieś ciemne zasłony, albo przenieść sypialnię na drugą stronę mieszkania.
– Lubię, jak mnie budzą promienie.
– Lubię, jak mnie budzisz ty, a nie ból i jasność – odgryza się
blondynka, przeczesując palcami włosy. Zdecydowanie nadają się jedynie do
mycia. – Która godzina?
– Zdążysz się wykąpać, nie martw się. Tylko najpierw weź leki.
Meme prycha pod nosem, wstawszy z łóżka i zarzuciwszy na ramiona
jedwabny szlafrok w kwiaty. A ta wenezuelska zaraza wciąż się leni.
– Kręci mi się po nich cały ranek w głowie.
– Efekty uboczne, skarbie. Lekarz mówił, że jeszcze z tydzień ,
maksymalnie do Lizbony i po sprawie. Wiesz, że lecisz z nami do Portugalii? Ty
i Penélope?
Jasnowłosa Argentynka jedynie śmieje się cicho pod nosem, przytakując
ruchem głowy. Od kiedy żyje z Fernando, nauczyła się już nie polemizować z jego
hurraoptymizmem, niekiedy szalonymi pomysłami i gadatliwością. On zaś przestał
narzekać na ubrania poukładane w szafie według kolorów i całą masę zdrowego
jedzenia w lodówce. Żegnaj, Chińczyku i tacos z meksykańskiej budki za rogiem.
Witaj, zielenino i odżywianie się w stu procentach zgodnie z zaleceniami
klubowego dietetyka aka własnej narzeczonej.
Jakkolwiek wciąż oboje nie wiedzą, jak to wreszcie z tym ślubem i
zaręczynami, jeśli Meme nie ma nawet w gruncie rzeczy pierścionka. Sprawa ze
strzelaniem, niedoszłym samobójstwem, a potem jeszcze romansem Penélope na boku
jakoś wybiły z głowy Fernando latanie po jubilerach i szukanie diamentu o
wielkości, jakiej Meme jeszcze nie dostała od któregoś ze swoich byłych
kochanków. Zdecydowanie trudna sztuka.
– Właśnie, nasza księżniczka spała dziś w domu, czy może jednak nie? –
drwi subtelnie Meme. Fernando nareszcie wstaje z łóżka, wzdychając przy tym
ciężko.
– Przecież wiesz, że tak. Była z Martínezem pół dnia i się nie
pozabijali…
– To już nie te czasy – przerywa blondynka.
– Masz rację – przytakuje piłkarz, musnąwszy ustami szyję kobiety. –
Pójdę zrobić śniadanie, dobrze? A ty się wykąp, dziś naprawdę nie możemy się
spóźnić.
– Wiem. Marcelo będzie nieziemsko darł mordę, jeśli nie będziemy przed
czasem. Niekiedy tak okrutnie go nienawidzę! – chichocze głupio Argentynka,
idąc w stronę łazienki. Jednak przy drzwiach do sypialni Penélope instynkt
nakazuje jej przystanąć, przysunąć się do drewna i przez chwilę w milczeniu
nasłuchiwać. Okazuje się to dobrą decyzją, bowiem ową chwilę później dociera
doń gorzki śmiech panienki Amorebiety i pełne smutku słowa:
– Przegrałam wszystko, mamo. Nie mam niczego, szczególnie samej
siebie. Zaprzedałam duszę diabłu i wszystko zaprzepaściłam. Myślisz, że to
dobra chwila na ucieczkę?
A ja spłonę
w ogniu piekielnym wraz z Javierem, bo za ich cenę bez zawahania uratowałam
Nando.
***
Nie
pytajcie. Po prostu nie pytajcie.
Do
zobaczenia w piątek.
Ubolewam, bo wiem, że koniec już blisko...
OdpowiedzUsuń