4.12.2013

26. Penélope.


`. Nie rezygnuj z marzeń, nigdy nie wiesz, kiedy okażą się potrzebne.


– Iker powiedział kiedyś, że niewiele rzeczy oszukuje tak doskonale jak wspomnienia. Powiedział tak, jakby wcale nie zdawał sobie sprawy, iż w pewnej chwili Penélope pozostanie jedynie wspomnieniem. Złudną wizją świata, jaki utracili, nim zdążyli go zaplanować. Jaki nigdy nie należał do nich. Penélope nie miała prawa do tego marzenia, odebrano jej wszystko, począwszy od ukochanego mężczyzny. Utraciła to nagle, z niezrozumiałego nam powodu. Dla nas odeszła, dla Ikera kiedyś powróci. A przecież to największe oszustwo, jakie przyszło nam słyszeć.
Penélope Amorebieta już nigdy nie pojawi się na boisku numer trzy w Lezamie i już nigdy z pogardliwym uśmiechem nie będzie nas poganiać. Penélope Amorebieta też już nigdy nie wsiądzie do jego samochodu i nie pozwoli się zawieść do Pampeluny na starcie z jego rodziną podczas Świąt Bożego Narodzenia. Penélope Amorebieta odeszła od nas, od niego w maju zeszłego roku i nikt, nie wliczając w to niego samego, nie ma już złudzeń. Pozostały one tylko Ikerowi, choć i ten nie ma doń prawa. Oszukaliśmy dla niego świat, oszukaliśmy tego, który pilnuje porządku codzienności, zaś złudzenia są wszystkim, co mu po niej pozostało. I wspomnienia, choć te oszukują, przekształcają rzeczywistość w fikcję i na odwrót.
On dziś pewnie wspomina wciąż tę nieszczęsną kłótnię sprzed roku i kilku dni, jaką odbyli dosłownie chwilę przed wyjazdem na mecz z Schalke, i spowodowaną tym samotność po meczu w niemieckim Gelsenkirchen przeplataną radością z wygranej cztery do dwóch. Zaś my będziemy obecnie wspominać ostatnie dni roku dwa tysiące jedenastego i pampeluńskie święta, na jakie Penélope zgodziła się co najmniej niechętnie.


– Penny, odezwij się.
Ale Penélope Amorebieta nie ma zamiaru się odzywać. Pomysł spędzenia świąt z rodziną swojego chłopaka, pomysł wyjechania poza granice prowincji Bizkaia, generalnie poza region ustawowo należący do Kraju Basków, jest dlań całkowitym absurdem. Za wcześnie jest na poznawanie rodzinki Ikera, na afiszowanie się swoim uczuciem, lecz nie umie mu odmówić. Wsiada w końcu do tego przeklętego samochodu, zostawia w domu Nano z Amarantą i prośbą, ażeby nie zrobili niczego głupiego, po czym milczy. Odrobinę urażona i niezadowolona, starająca się ukazać Ikerowi swój pogląd na wyjazd do Navarry, do Pampeluny, skąd pochodzi. Niby wciąż Baskowie, a jednak Navarrczycy, a jednak zrezygnowali z bycia wspólnotą. Navarra wyłamała się, dostała własną część Hiszpanii, choć miała wraz z Bizkaią, Arabą oraz Gipuzkoą być Krajem Basków, piękną i autonomiczną Euskal Herrią.
– Penny, proszę, odezwij się.
Ale Penélope dalej się nie odzywa. Nawet nie obdarza go przelotnym spojrzeniem, usilnie wpatrując się w przewijające się za oknami krajobrazy górzystego regionu.
Naprawdę, naprawdę, naprawdę wolała spędzić święta tylko z Ikerem w jego domu pod Bilbao. Albo we własnym mieszkaniu, również tylko ze swoim chłopakiem, bo Nano uznał, iż Amarancie nie zaszkodzi wyprawa do jego rodziców.
– Penny… – mruczy Muniain, błądząc dłonią po jej udzie odzianym w czerwone dżinsy.
„To słodkie, że nawet na autostradzie stara się zwrócić moją uwagę na swoją osobę” – parska śmiechem w myślach Penélope, jednakże na zewnątrz pozostaje niewzruszona niczym skała. Jakkolwiek dłoń Ikera przyjemnie muska zewnętrzną część jej uda.
– Patrz na drogę, mną się zajmiesz, jak już bezpiecznie i w jednym kawałku dojedziemy do tej twojej Pampeluny – prycha wreszcie, po czym wymusza na sobie ciepły uśmiech. Młody Bask przyjmuje to z westchnięciem ulgi. Przynajmniej się odezwała, a nawet uśmiechnęła.
Chwila ciszy. Długa, spokojna, dziwnie naturalna. Dawno nie czuła się tak bezpiecznie pośród milczenia; tylko z Nano Penélope Amorebiecie milczało się tak dobrze do dzisiejszego dnia. Bowiem dziś zakosztowała tego, co zdobyła na całe swoje życie – bezwarunkowego szczęścia wynikającego z przebywania z ukochaną osobą, z milczenia w jej towarzystwie, z samego jej widoku.
Kocha Ikera o wiele mocniej, aniżeli sama kiedykolwiek podejrzewała, kocha go szaleńczo i nie pozwoli teraz komukolwiek ani czemukolwiek zaprzepaścić ich szansy. Takie okazje zdarzają się niekiedy tylko raz w całym życiu, a i przeoczenie ich nie jest szczególnie trudne.
Penélope i Iker swoją szansę na szczęście spostrzegli, wykorzystali i nie mogą pozwolić, ażeby teraz to utracili.
– Patrzę na drogę – parska Iker. – Ale ty jesteś od niej ciekawsza.
Dziewczyna prycha, spoglądając na pomalowane w chabrowo-kobaltowe kropki na lazurowym tle paznokcie. Oczywiście dzieło Amaranty, jakkolwiek humorki tej po prawie tygodniu siedzenia praktycznie w zamknięciu we dwie o mało nie doprowadziły Penélope do szału. Nano kategorycznie zabronił Amarancie wyjazdu na święta do Argentyny, odwołał wszystko, po czym oświadczył, iż ta spędzi świąteczną przerwę z nim i jego rodzicami.
Nawet się nie kłóciła, co wcale by nie zdziwiło Penélope. Jednakże po utracie dziecka Amaranta zamknęła się w sobie, co najwyżej niekiedy coś mruknie, ale w zasadzie głównie śpi, albo leży w sypialni i płacze.
Wygląda to na tyle beznadziejnie, iż w sumie pomysł wyprawienia się z Ikerem do Pampeluny nie jest taki głupi.
– Ważniejsze, czy żywa. Więc skup się na drodze, a nie na mnie i mojej ciekawości. Zresztą, mogliśmy zostać u ciebie, spędzić święta we dwoje.
– Przed nami jeszcze mnóstwo wspólnych świąt – a słowa te szczególnie podobają się Penélope, która na sam ich dźwięk uśmiecha się delikatnie pod nosem z wyraźnym zadowoleniem. Jak pięknie zabrzmiała obietnica wspólnej przyszłości w kontekście wspólnych świąt tylko we dwoje. – Zresztą, Penny, to tylko dwa dni. Jutro wieczorem będziemy znów w Bilbao.
– Obiecujesz? – upewnia się, obdarzając go przeciągłym spojrzeniem.
Ten skina potwierdzająco głową.
– Obiecuję, Penny.
„Przed nami jeszcze mnóstwo wspólnych świąt” – powtarza w myślach Penélope Amorebieta, obserwując, jak jej chłopak skupia się nareszcie na prowadzeniu swojego ukochanego, czarnego Land Rovera. W przesłodki sposób mruży oczy, kiedy z rzadka wychodzące zza chmur słońce rzuca swe promienie wprost na jego twarz. I w równie przesłodki sposób zaklina pod nosem za każdym razem, kiedy coś na drodze nie układa się po jego myśli.
Penélope w milczeniu obserwuje, jak Iker wcale się nie spieszy, stara się prowadzić samochód w bezpieczny sposób. Siada lekko bokiem i po prostu patrzy w milczeniu.
– Obserwujesz mnie, ponieważ…? – parska śmiechem Iker, nie patrząc na nią. Uśmiecha się przy tym pod nosem.
– Ponieważ to jedyna rozrywka.
– Masz w torebce książkę. Mówiłaś, że jest całkiem wciągająca.
– Patrzenie na ciebie wciąga bardziej.
Iker na ułamek sekundy odrywa uwagę od drogi, ażeby szybko musnąć jej policzek – Penélope sama się nachyla z pięknym uśmiechem. A potem znów zalega ta cudowna cisza, która łączy ich oboje bardziej od rozmów.
„Kocham z nim milczeć. Kocham z nim rozmawiać. A przede wszystkim kocham jego samego i to jak nawiedzona” – parska śmiechem w myślach Penélope.
– Penny, skarbie, onieśmielasz mnie.
– Ciebie? Niemożliwe!
– A jednak. Penny, ta twoja książka musi być ciekawsza ode mnie, nie uważasz?
– Jest nudna do bólu. Wolę ciebie.
– A jeszcze piętnaście minut temu warczałaś, że mam patrzeć na drogę.
– Ty owszem. Ale ja nie muszę.
– I dlatego tak bardzo chcesz mnie rozpraszać?
– Ależ ja cię nie rozpraszam!
– I mam ci uwierzyć tak o, na słowo?
– Prowokujesz mnie?
– Na jakiej podstawie tak uważasz?
„Bo Kretinez robił tak samo, kiedy byłeś w Paryżu. Ale tego ci nie powiem, nie musisz i nie możesz wiedzieć, chociaż tak naprawdę do niczego nie doszło” – wzdycha w myślach. Jej serce natychmiast opanowuje strach i wspomnienie tamtego wieczora, kiedy prawie przegrała bitwę z Javim. Ale tamtego dnia nie było, więc Penélope Amorebieta nie powinna być atakowana przez kilka błędnych chwil. Sytuacja z Javim była pełna niedopowiedzeń i podtekstów, mnóstwa intrygujących w dziwny sposób słów.
Całe to zdarzenie było dziwne. Nierealne. Po prostu tamten wieczór był błędem, do którego nie warto wracać.
Penélope w ułamku sekundy łapie się na myślach o Javim Martínezie, za co natychmiast się gani. Jest tutaj z Ikerem, ze swoim ukochanym chłopakiem, który uśmiecha się sam do siebie i trochę do niej.
– Mam wiele powodów, ażeby tak uważać – odpiera wreszcie zaczepnym tonem.
– Podzielisz się nimi ze mną, czy może jednak wolisz pozostawić mnie na zawsze w niepewności?
– Może kiedyś, skarbie – układa usta w dziubek, po czym cmoka. Iker znów parska śmiechem. – Ale teraz skup się na drodze i dojedź wreszcie do tej Pampeluny.


Zdecydowanie opanowuje ją strach, kiedy za oknami samochodu pojawiają się pierwsze zabudowania Pampeluny. Czuje, jak mocniej bije jej serce, zaś Iker musi w pewnej chwili ścisnąć jej dłoń i nie puszcza do chwili, kiedy parkuje samochód pod parterowym domkiem otynkowanym na biało z dużym, zadbanym ogrodem dookoła.
– No już, Penny – prosi cicho, całując jej policzek.
Ale ona czuje się jakby zderzyła się z tirem, czuje się emocjonalnie zniszczona. A to wszystko tylko przez ten cholerny stres, jaki budzi w niej perspektywa spotkania się z matką Ikera.
Niebywałe, Penélope Amorebieta się boi. Niebywałe, bowiem w Penélope Amorebiecie obudziły się lęki sprzed lat.
– Iker, nie mogę – szepcze przerażona, prawie płacząc. Tamte obrazy sprzed lat nagle stają się żywe, zaś wizja spotkania mamy Ikera przeraża ją szczególnie mocno.
Bask obejmuje ją ramieniem i całuje z czułością w czubek głowy.
– Penny, skarbie, moja mama nie gryzie. Będzie szczęśliwa, że może cię poznać. Ona już cię uwielbia. Czego się boisz?
Długie, pełne przejęcia milczenie.
– Znienawidzi mnie jak matka Nano.
Nie mówi ani słowa więcej. A i Iker nie wypytuje o dotychczas nieznany sobie fakt z życia Penélope.
Szkoda tylko, iż jej obawy są takie prawdziwe. Matka Nano nienawidzi jej całą sobą, całym sercem i całą duszą od chwili, kiedy tylko Penélope wkroczyła w życie rodziny Amorebietów. Nienawiść zaś to straszna broń, to broń niszcząca i odbierająca wszystko. Nawet nadzieję, tę, która pozornie powinna pozostać jako ostatnia.
– Pokocha cię, tak samo jak ja cię pokochałem, Penny. Nie można cię nienawidzić.
– A Javier? – przypomina sceptycznie.
– On myli pojęcia. To nie jest nienawiść, a jedynie coś, co sobie uroił. Nim się nie przejmuj. A teraz chodź, pora już na spotkanie z moimi rodzicami.
„Chyba na spotkanie ze strachem i smutną prawdą, o wspomnieniach nie wspominając” – poprawia go w myślach dziewczyna, jednak nie daje tego po sobie poznać. Wzdycha ciężko, bierze głęboki oddech, po czym nieznacznie skina głową.
– Iker… idziemy.


Nie, nie wierzyła, iż mama Ikera tak ciepło ją przyjmie. Nie wierzyła w to, iż zostanie wyściskana, wycałowana, a na swój temat nasłucha się samych komplementów.
– Iker, ależ ona jest urocza! – oświadcza pani Goñi, wyściskując w najlepsze ową uroczą Penélope. – Penny, skarbie, jesteś tylko przeraźliwie chuda!
– Penélope – powtarza cicho po raz kolejny dziewczyna, starając się przeforsować pełną formę swojego imienia, a nie to dziwne zdrobnienie. Tylko Iker może ją tak nazywać i tylko Ikerowi to wybaczy.
– Tak, mamo, ja też ją uwielbiam. Ale nie uduś mi jej, dobrze? – Iker wyraźnie się śmieje z entuzjazmu swojej matki, która już w pierwsze kilka sekund świątecznej wizyty rozwiewa wszelkie obawy Penélope.
Pokochała ją szczerze i serdecznie jako pierwszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek Iker przyprowadził do domu. I do tego od razu na święta, co oznacza co najmniej ambitniejsze plany wobec chudej szatyneczki z lekkim onieśmieleniem łagodzącym ostre rysy twarzy.
Sama pani Goñi jest lekko pyzata, ma jednak sympatyczny uśmiech, ujmujące oczy i szczery, budzący zaufanie uśmiech. Całkowicie nie przypomina Penélope jej własnej mamy, a pomimo tego budzi w niej ciepłe uczucia.
– Tato jest? – pyta Iker, odwracając uwagę własnej matki od swojej dziewczyny. Pomaga jej ściągnąć płaszcz, a potem, obejmując ramieniem, kieruje w stronę salonu.
Dom rodziców Ikera aż emanuje rozczulającym, rodzinnym klimatem. Czymś, czego nigdy nie zaznała u Amorebietów. Zaś Nagore Goñi całkowicie nie przypomina Igi Mardaras, matki Nano. Nagore Goñi uśmiecha się czule, wydaje się być całkowicie i bezsprzecznie zauroczona dziewczyną swojego syna. Prawie na równi z zakochanym weń po uszy Ikerem.
– Ojciec powinien wrócić wieczorem.
Penélope wtula się w Ikera, powoli wyzbywając się strachu. Ten delikatnie gładzi dłonią jej ramię i zagłębia się w rozmowie z matką, której panna Amorebieta przysłuchuje się z niemałym zainteresowaniem.
W końcu ona nigdy nie miała tak naprawdę rodziny z prawdziwego zdarzenia, zaś mama była dlań bardziej przyjaciółką, jedną bliską osobą, którą przez lata musiała zbierać za każdym razem, kiedy kolejny ukochany ją opuszczał. Lecz o tym nigdy nie mówiła, nigdy nie czuła potrzeby chwalenia się dziwnymi stosunkami z mamą.
Tylko Nano wie i tylko Nano ma prawo oceniać.
Nano wie wszystko, przed nim nie ma sensu czegokolwiek ukrywać. Nano ją przecież kocha i nigdy nie zrobi niczego, co mogłoby zaszkodzić jego małej, cudnej Penélope.


– To były najlepsze święta w jej życiu. Dokładnie tak powiedziała Fernando po powrocie z Pampeluny. Zaznała wreszcie całkowicie rodzinnej atmosfery, ciepła i miłości. Nikt nie patrzył na nią w sposób, w jaki robiła to Iga Mardaras. Zamiast tego była cała rodzina Ikera, były pytania o ich związek i szczere gratulacje. Wyściskali ją, wycałowali, doprowadzili prawie do łez wzruszenia, a potem zgodnie uznali, iż jest doskonałą kobietą dla Ikera. To był miód na jej serce. Nic dziwnego, że kiedy leżeli już w łóżku – oczywistością było, że będą spali razem w jego sypialni – a Iker delikatnie całował jej policzki, rozpłakała się z wzruszenia.


 Nigdy dotychczas nie przeżyła tak doskonałych świąt. Nigdy nie czuła się tak cudownie w tak ciepłej i rodzinnej atmosferze. Rodzice Ikera, cała jego rodzinna potraktowali ją jako osobę, która prędzej czy później stanie się ich częścią, żoną Ikera i matką jego dzieci.
Choć na pytanie o ślub i dzieci – niezawodna babcia musiała wprawić oboje w zakłopotanie – Iker sprytnie wybrnął, iż są za młodzi. A potem zaprowadził ją na górę, już wyściskaną po raz tysięczny przez całą rodzinę, i postanowił, iż będzie tak czy owak spała z nim.
W końcu jest jego kobietą. Tylko jego. A teraz wtula się w niego i cicho szepcze:
– Twoja rodzina jest…
– Dziwna? – wchodzi jej w słowo ze śmiechem Muniain. – Przerażająca? Nienormalna? Oh, Penny, oni również oszaleli na twoim punkcie.
Penélope chichocze cicho, ażeby po kilku chwilach wybuchnąć płaczem.
– Oni są tacy… wspaniali. Niemożliwe, że tak dobrze mnie traktują. Mama Nano nienawidzi mnie całym sercem, co święta, co wizytę mi to udowadnia, a twoja rodzina… – i tutaj już nie jest w stanie z siebie nic więcej wydusić, tylko płacze ze wzruszenia wtulona w niego z całych sił. Iker cicho podśmiewa się zeń, całując ją raz po raz w czubek głowy.
– Ty jesteś wspaniała, Penny. Oni po prostu zobaczyli, że jesteś idealna, jesteś największym cudem tego świata i nie można cię nie kochać. Penny, skarbie, nie można cię nie kochać, naprawdę nie można. A ty nie płacz, choćby to były łzy szczęścia. Wolę, kiedy się uśmiechasz, kiedy zamiast łez, w twoich oczach lśni radość, iskierki szczęścia.
Dziewczyna siąka głośno nosem, podnosząc głowę i cmokając ukochanego w usta. Ten odwzajemnia szybki pocałunek, jednak kiedy chce go przedłużyć, Penélope odsuwa się odeń nieznacznie.
– Przesadnie mi słodzisz, kochanie.
– Nie można przesadnie ci słodzić. I nie można przesadnie cię kochać, Penny. Tak samo jak ty nie możesz teraz płakać.
– Ale to łzy szczęścia, Iker. To łzy szczęścia i radości, to wzruszenie, że przeżyłam właśnie najpiękniejsze święta swojego życia, a twoja rodzina naprawdę mnie nie nienawidzi.
– Ale nie ulegniemy babci i nie będziemy się hajtać, bo ona chce w spokoju umrzeć? – zmienia żartobliwie temat.
Dziewczyna wybucha chichotem.
– Jeszcze przyjdzie czas na tego typu rozmowy. Wieczność przed nami, kochany mój. A teraz idziemy spać, bo jutro trzeba wracać do Bilbao.
Iker parska śmiechem, całując ją po raz kolejny w czoło.
– A nie chciałabyś prowadzić, co, Penny?


Nie miała bladego pojęcia, iż ich wieczność ma skończyć się już w maju. Mieli przed sobą pięć miesięcy, to naprawdę niewiele w obliczu przewidywanej przyszłości. Łudzili się, iż nigdy nic nie będzie kazało im się rozstać, iż utracą siebie na zawsze, nim zdążą spostrzec, że koniec jest bliski.
Nikt nie podejrzewał, iż Penélope i Iker stracili przyszłość, nim ta zdążyła nadejść. Nigdy nie mieli przed sobą tej wieczności, ona była ograniczona przez Los, nim zdążyli się poznać.
Może nie tak było, może rzeczywiście Los i Przeznaczenie nie istnieją, lecz my chcemy wierzyć, iż jej odejście nie było przypadkowe. Chcemy wierzyć, że gdyby miała wybór, nie odeszłaby od nas. Była przecież nasza, była naszą Penélope, naszą nadzieją. Była wszystkim, co się liczyło, wszystkim, co miało sens. Miała być na zawsze, często dawała mu nadzieję na piękną, wspólną przyszłość.
A jednak odeszła.


***
Dziwne jest to coś, powyżej. Trochę słodkie, może mdłe, ale musicie mi to wybaczyć. Mogę tylko zdradzić, że już niedługo skupimy się bardziej na troszkę innym wątku i nie będzie już rzygofilnie! ;3
Pogoda jest trochę dziwaczna za oknem, trochę taka nieciekawa. Fajnie czasami dobija, a ja pozdrawiam Was, dobijając się właśnie nią i Snow Patrol. Bo jak na ironię śniegu u mnie wciąż ani widu, ani słychu.
Dla mojej siostry. Bo tak piekielnie mocno cię kocham.
Do zobaczenia w sobotę. 

1 komentarz:

  1. Inny wątek, boziu, to już zaraz ;_;


    Twoja siostra.

    OdpowiedzUsuń