`. Nie rezygnuj z marzeń, nigdy nie wiesz, kiedy okażą
się potrzebne.
– Iker powiedział kiedyś, że niewiele rzeczy oszukuje tak doskonale jak
wspomnienia. Powiedział tak, jakby wcale nie zdawał sobie sprawy, iż w pewnej
chwili Penélope pozostanie jedynie wspomnieniem. Złudną wizją świata, jaki
utracili, nim zdążyli go zaplanować. Jaki nigdy nie należał do nich. Penélope
nie miała prawa do tego marzenia, odebrano jej wszystko, począwszy od
ukochanego mężczyzny. Utraciła to nagle, z niezrozumiałego nam powodu. Dla nas odeszła,
dla Ikera kiedyś powróci. A przecież to największe oszustwo, jakie przyszło nam
słyszeć.
Penélope Amorebieta już nigdy nie pojawi się na boisku numer trzy w
Lezamie i już nigdy z pogardliwym uśmiechem nie będzie nas poganiać. Penélope
Amorebieta też już nigdy nie wsiądzie do jego samochodu i nie pozwoli się
zawieść do Pampeluny na starcie z jego rodziną podczas Świąt Bożego Narodzenia.
Penélope Amorebieta odeszła od nas, od niego w maju zeszłego roku i nikt, nie
wliczając w to niego samego, nie ma już złudzeń. Pozostały one tylko Ikerowi,
choć i ten nie ma doń prawa. Oszukaliśmy dla niego świat, oszukaliśmy tego,
który pilnuje porządku codzienności, zaś złudzenia są wszystkim, co mu po niej
pozostało. I wspomnienia, choć te oszukują, przekształcają rzeczywistość w
fikcję i na odwrót.
On dziś pewnie wspomina wciąż tę nieszczęsną kłótnię sprzed roku i
kilku dni, jaką odbyli dosłownie chwilę przed wyjazdem na mecz z Schalke, i
spowodowaną tym samotność po meczu w niemieckim Gelsenkirchen przeplataną
radością z wygranej cztery do dwóch. Zaś my będziemy obecnie wspominać ostatnie
dni roku dwa tysiące jedenastego i pampeluńskie święta, na jakie Penélope
zgodziła się co najmniej niechętnie.
– Penny, odezwij się.
Ale Penélope Amorebieta nie ma
zamiaru się odzywać. Pomysł spędzenia świąt z rodziną swojego chłopaka, pomysł
wyjechania poza granice prowincji Bizkaia, generalnie poza region ustawowo należący
do Kraju Basków, jest dlań całkowitym absurdem. Za wcześnie jest na poznawanie
rodzinki Ikera, na afiszowanie się swoim uczuciem, lecz nie umie mu odmówić.
Wsiada w końcu do tego przeklętego samochodu, zostawia w domu Nano z Amarantą i
prośbą, ażeby nie zrobili niczego głupiego, po czym milczy. Odrobinę urażona i
niezadowolona, starająca się ukazać Ikerowi swój pogląd na wyjazd do Navarry,
do Pampeluny, skąd pochodzi. Niby wciąż Baskowie, a jednak Navarrczycy, a
jednak zrezygnowali z bycia wspólnotą. Navarra wyłamała się, dostała własną
część Hiszpanii, choć miała wraz z Bizkaią, Arabą oraz Gipuzkoą być Krajem
Basków, piękną i autonomiczną Euskal Herrią.
– Penny, proszę, odezwij się.
Ale Penélope dalej się nie
odzywa. Nawet nie obdarza go przelotnym spojrzeniem, usilnie wpatrując się w
przewijające się za oknami krajobrazy górzystego regionu.
Naprawdę, naprawdę, naprawdę
wolała spędzić święta tylko z Ikerem w jego domu pod Bilbao. Albo we własnym
mieszkaniu, również tylko ze swoim chłopakiem, bo Nano uznał, iż Amarancie nie
zaszkodzi wyprawa do jego rodziców.
– Penny… – mruczy Muniain,
błądząc dłonią po jej udzie odzianym w czerwone dżinsy.
„To słodkie, że nawet na
autostradzie stara się zwrócić moją uwagę na swoją osobę” – parska śmiechem w
myślach Penélope, jednakże na zewnątrz pozostaje niewzruszona niczym skała. Jakkolwiek
dłoń Ikera przyjemnie muska zewnętrzną część jej uda.
– Patrz na drogę, mną się
zajmiesz, jak już bezpiecznie i w jednym kawałku dojedziemy do tej twojej
Pampeluny – prycha wreszcie, po czym wymusza na sobie ciepły uśmiech. Młody
Bask przyjmuje to z westchnięciem ulgi. Przynajmniej się odezwała, a nawet
uśmiechnęła.
Chwila ciszy. Długa, spokojna,
dziwnie naturalna. Dawno nie czuła się tak bezpiecznie pośród milczenia; tylko
z Nano Penélope Amorebiecie milczało się tak dobrze do dzisiejszego dnia. Bowiem
dziś zakosztowała tego, co zdobyła na całe swoje życie – bezwarunkowego
szczęścia wynikającego z przebywania z ukochaną osobą, z milczenia w jej
towarzystwie, z samego jej widoku.
Kocha Ikera o wiele mocniej,
aniżeli sama kiedykolwiek podejrzewała, kocha go szaleńczo i nie pozwoli teraz
komukolwiek ani czemukolwiek zaprzepaścić ich szansy. Takie okazje zdarzają się
niekiedy tylko raz w całym życiu, a i przeoczenie ich nie jest szczególnie
trudne.
Penélope i Iker swoją szansę na
szczęście spostrzegli, wykorzystali i nie mogą pozwolić, ażeby teraz to
utracili.
– Patrzę na drogę – parska Iker.
– Ale ty jesteś od niej ciekawsza.
Dziewczyna prycha, spoglądając na
pomalowane w chabrowo-kobaltowe kropki na lazurowym tle paznokcie. Oczywiście
dzieło Amaranty, jakkolwiek humorki tej po prawie tygodniu siedzenia
praktycznie w zamknięciu we dwie o mało nie doprowadziły Penélope do szału. Nano
kategorycznie zabronił Amarancie wyjazdu na święta do Argentyny, odwołał
wszystko, po czym oświadczył, iż ta spędzi świąteczną przerwę z nim i jego
rodzicami.
Nawet się nie kłóciła, co wcale
by nie zdziwiło Penélope. Jednakże po utracie dziecka Amaranta zamknęła się w
sobie, co najwyżej niekiedy coś mruknie, ale w zasadzie głównie śpi, albo leży
w sypialni i płacze.
Wygląda to na tyle beznadziejnie,
iż w sumie pomysł wyprawienia się z Ikerem do Pampeluny nie jest taki głupi.
– Ważniejsze, czy żywa. Więc skup
się na drodze, a nie na mnie i mojej ciekawości. Zresztą, mogliśmy zostać u
ciebie, spędzić święta we dwoje.
– Przed nami jeszcze mnóstwo
wspólnych świąt – a słowa te szczególnie podobają się Penélope, która na sam
ich dźwięk uśmiecha się delikatnie pod nosem z wyraźnym zadowoleniem. Jak
pięknie zabrzmiała obietnica wspólnej przyszłości w kontekście wspólnych świąt
tylko we dwoje. – Zresztą, Penny, to tylko dwa dni. Jutro wieczorem będziemy
znów w Bilbao.
– Obiecujesz? – upewnia się,
obdarzając go przeciągłym spojrzeniem.
Ten skina potwierdzająco głową.
– Obiecuję, Penny.
„Przed nami jeszcze mnóstwo
wspólnych świąt” – powtarza w myślach Penélope Amorebieta, obserwując, jak jej
chłopak skupia się nareszcie na prowadzeniu swojego ukochanego, czarnego Land
Rovera. W przesłodki sposób mruży oczy, kiedy z rzadka wychodzące zza chmur
słońce rzuca swe promienie wprost na jego twarz. I w równie przesłodki sposób
zaklina pod nosem za każdym razem, kiedy coś na drodze nie układa się po jego
myśli.
Penélope w milczeniu obserwuje,
jak Iker wcale się nie spieszy, stara się prowadzić samochód w bezpieczny
sposób. Siada lekko bokiem i po prostu patrzy w milczeniu.
– Obserwujesz mnie, ponieważ…? –
parska śmiechem Iker, nie patrząc na nią. Uśmiecha się przy tym pod nosem.
– Ponieważ to jedyna rozrywka.
– Masz w torebce książkę.
Mówiłaś, że jest całkiem wciągająca.
– Patrzenie na ciebie wciąga
bardziej.
Iker na ułamek sekundy odrywa
uwagę od drogi, ażeby szybko musnąć jej policzek – Penélope sama się nachyla z
pięknym uśmiechem. A potem znów zalega ta cudowna cisza, która łączy ich oboje
bardziej od rozmów.
„Kocham z nim milczeć. Kocham z
nim rozmawiać. A przede wszystkim kocham jego samego i to jak nawiedzona” –
parska śmiechem w myślach Penélope.
– Penny, skarbie, onieśmielasz
mnie.
– Ciebie? Niemożliwe!
– A jednak. Penny, ta twoja
książka musi być ciekawsza ode mnie, nie uważasz?
– Jest nudna do bólu. Wolę
ciebie.
– A jeszcze piętnaście minut temu
warczałaś, że mam patrzeć na drogę.
– Ty owszem. Ale ja nie muszę.
– I dlatego tak bardzo chcesz
mnie rozpraszać?
– Ależ ja cię nie rozpraszam!
– I mam ci uwierzyć tak o, na
słowo?
– Prowokujesz mnie?
– Na jakiej podstawie tak
uważasz?
„Bo Kretinez robił tak samo,
kiedy byłeś w Paryżu. Ale tego ci nie powiem, nie musisz i nie możesz wiedzieć,
chociaż tak naprawdę do niczego nie doszło” – wzdycha w myślach. Jej serce
natychmiast opanowuje strach i wspomnienie tamtego wieczora, kiedy prawie
przegrała bitwę z Javim. Ale tamtego
dnia nie było, więc Penélope Amorebieta nie powinna być atakowana przez
kilka błędnych chwil. Sytuacja z Javim była pełna niedopowiedzeń i podtekstów,
mnóstwa intrygujących w dziwny sposób słów.
Całe to zdarzenie było dziwne.
Nierealne. Po prostu tamten wieczór był błędem, do którego nie warto wracać.
Penélope w ułamku sekundy łapie
się na myślach o Javim Martínezie, za co natychmiast się gani. Jest tutaj z
Ikerem, ze swoim ukochanym chłopakiem, który uśmiecha się sam do siebie i
trochę do niej.
– Mam wiele powodów, ażeby tak
uważać – odpiera wreszcie zaczepnym tonem.
– Podzielisz się nimi ze mną, czy
może jednak wolisz pozostawić mnie na zawsze w niepewności?
– Może kiedyś, skarbie – układa
usta w dziubek, po czym cmoka. Iker znów parska śmiechem. – Ale teraz skup się
na drodze i dojedź wreszcie do tej Pampeluny.
Zdecydowanie opanowuje ją strach,
kiedy za oknami samochodu pojawiają się pierwsze zabudowania Pampeluny. Czuje,
jak mocniej bije jej serce, zaś Iker musi w pewnej chwili ścisnąć jej dłoń i nie
puszcza do chwili, kiedy parkuje samochód pod parterowym domkiem otynkowanym na
biało z dużym, zadbanym ogrodem dookoła.
– No już, Penny – prosi cicho,
całując jej policzek.
Ale ona czuje się jakby zderzyła
się z tirem, czuje się emocjonalnie zniszczona. A to wszystko tylko przez ten
cholerny stres, jaki budzi w niej perspektywa spotkania się z matką Ikera.
Niebywałe, Penélope Amorebieta
się boi. Niebywałe, bowiem w Penélope Amorebiecie obudziły się lęki sprzed lat.
– Iker, nie mogę – szepcze
przerażona, prawie płacząc. Tamte obrazy sprzed lat nagle stają się żywe, zaś wizja
spotkania mamy Ikera przeraża ją szczególnie mocno.
Bask obejmuje ją ramieniem i
całuje z czułością w czubek głowy.
– Penny, skarbie, moja mama nie
gryzie. Będzie szczęśliwa, że może cię poznać. Ona już cię uwielbia. Czego się
boisz?
Długie, pełne przejęcia
milczenie.
– Znienawidzi mnie jak matka Nano.
Nie mówi ani słowa więcej. A i
Iker nie wypytuje o dotychczas nieznany sobie fakt z życia Penélope.
Szkoda tylko, iż jej obawy są
takie prawdziwe. Matka Nano nienawidzi jej całą sobą, całym sercem i całą duszą
od chwili, kiedy tylko Penélope wkroczyła w życie rodziny Amorebietów. Nienawiść
zaś to straszna broń, to broń niszcząca i odbierająca wszystko. Nawet nadzieję,
tę, która pozornie powinna pozostać jako ostatnia.
– Pokocha cię, tak samo jak ja
cię pokochałem, Penny. Nie można cię nienawidzić.
– A Javier? – przypomina
sceptycznie.
– On myli pojęcia. To nie jest
nienawiść, a jedynie coś, co sobie uroił. Nim się nie przejmuj. A teraz chodź,
pora już na spotkanie z moimi rodzicami.
„Chyba na spotkanie ze strachem i
smutną prawdą, o wspomnieniach nie wspominając” – poprawia go w myślach
dziewczyna, jednak nie daje tego po sobie poznać. Wzdycha ciężko, bierze
głęboki oddech, po czym nieznacznie skina głową.
– Iker… idziemy.
Nie, nie wierzyła, iż mama Ikera
tak ciepło ją przyjmie. Nie wierzyła w to, iż zostanie wyściskana, wycałowana,
a na swój temat nasłucha się samych komplementów.
– Iker, ależ ona jest urocza! –
oświadcza pani Goñi, wyściskując w najlepsze ową uroczą Penélope. – Penny,
skarbie, jesteś tylko przeraźliwie chuda!
– Penélope – powtarza cicho po
raz kolejny dziewczyna, starając się przeforsować pełną formę swojego imienia,
a nie to dziwne zdrobnienie. Tylko Iker może ją tak nazywać i tylko Ikerowi to
wybaczy.
– Tak, mamo, ja też ją uwielbiam.
Ale nie uduś mi jej, dobrze? – Iker wyraźnie się śmieje z entuzjazmu swojej
matki, która już w pierwsze kilka sekund świątecznej wizyty rozwiewa wszelkie
obawy Penélope.
Pokochała ją szczerze i
serdecznie jako pierwszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek Iker przyprowadził do domu.
I do tego od razu na święta, co oznacza co najmniej ambitniejsze plany wobec
chudej szatyneczki z lekkim onieśmieleniem łagodzącym ostre rysy twarzy.
Sama pani Goñi jest lekko pyzata,
ma jednak sympatyczny uśmiech, ujmujące oczy i szczery, budzący zaufanie
uśmiech. Całkowicie nie przypomina Penélope jej własnej mamy, a pomimo tego
budzi w niej ciepłe uczucia.
– Tato jest? – pyta Iker,
odwracając uwagę własnej matki od swojej dziewczyny. Pomaga jej ściągnąć płaszcz,
a potem, obejmując ramieniem, kieruje w stronę salonu.
Dom rodziców Ikera aż emanuje rozczulającym,
rodzinnym klimatem. Czymś, czego nigdy nie zaznała u Amorebietów. Zaś Nagore
Goñi całkowicie nie przypomina Igi Mardaras, matki Nano. Nagore Goñi uśmiecha
się czule, wydaje się być całkowicie i bezsprzecznie zauroczona dziewczyną
swojego syna. Prawie na równi z zakochanym weń po uszy Ikerem.
– Ojciec powinien wrócić
wieczorem.
Penélope wtula się w Ikera,
powoli wyzbywając się strachu. Ten delikatnie gładzi dłonią jej ramię i
zagłębia się w rozmowie z matką, której panna Amorebieta przysłuchuje się z
niemałym zainteresowaniem.
W końcu ona nigdy nie miała tak
naprawdę rodziny z prawdziwego zdarzenia, zaś mama była dlań bardziej
przyjaciółką, jedną bliską osobą, którą przez lata musiała zbierać za każdym
razem, kiedy kolejny ukochany ją opuszczał. Lecz o tym nigdy nie mówiła, nigdy
nie czuła potrzeby chwalenia się dziwnymi stosunkami z mamą.
Tylko Nano wie i tylko Nano ma
prawo oceniać.
Nano wie wszystko, przed nim nie
ma sensu czegokolwiek ukrywać. Nano ją przecież kocha i nigdy nie zrobi
niczego, co mogłoby zaszkodzić jego małej, cudnej Penélope.
– To były najlepsze święta w jej życiu. Dokładnie tak powiedziała
Fernando po powrocie z Pampeluny. Zaznała wreszcie całkowicie rodzinnej
atmosfery, ciepła i miłości. Nikt nie patrzył na nią w sposób, w jaki robiła to
Iga Mardaras. Zamiast tego była cała rodzina Ikera, były pytania o ich związek
i szczere gratulacje. Wyściskali ją, wycałowali, doprowadzili prawie do łez
wzruszenia, a potem zgodnie uznali, iż jest doskonałą kobietą dla Ikera. To był
miód na jej serce. Nic dziwnego, że kiedy leżeli już w łóżku – oczywistością
było, że będą spali razem w jego sypialni – a Iker delikatnie całował jej
policzki, rozpłakała się z wzruszenia.
Nigdy dotychczas nie przeżyła tak doskonałych
świąt. Nigdy nie czuła się tak cudownie w tak ciepłej i rodzinnej atmosferze.
Rodzice Ikera, cała jego rodzinna potraktowali ją jako osobę, która prędzej czy
później stanie się ich częścią, żoną Ikera i matką jego dzieci.
Choć na pytanie o ślub i dzieci –
niezawodna babcia musiała wprawić oboje w zakłopotanie – Iker sprytnie wybrnął,
iż są za młodzi. A potem zaprowadził ją na górę, już wyściskaną po raz
tysięczny przez całą rodzinę, i postanowił, iż będzie tak czy owak spała z nim.
W końcu jest jego kobietą. Tylko
jego. A teraz wtula się w niego i cicho szepcze:
– Twoja rodzina jest…
– Dziwna? – wchodzi jej w słowo
ze śmiechem Muniain. – Przerażająca? Nienormalna? Oh, Penny, oni również
oszaleli na twoim punkcie.
Penélope chichocze cicho, ażeby
po kilku chwilach wybuchnąć płaczem.
– Oni są tacy… wspaniali.
Niemożliwe, że tak dobrze mnie traktują. Mama Nano nienawidzi mnie całym
sercem, co święta, co wizytę mi to udowadnia, a twoja rodzina… – i tutaj już
nie jest w stanie z siebie nic więcej wydusić, tylko płacze ze wzruszenia
wtulona w niego z całych sił. Iker cicho podśmiewa się zeń, całując ją raz po
raz w czubek głowy.
– Ty jesteś wspaniała, Penny. Oni
po prostu zobaczyli, że jesteś idealna, jesteś największym cudem tego świata i
nie można cię nie kochać. Penny, skarbie, nie można cię nie kochać, naprawdę
nie można. A ty nie płacz, choćby to były łzy szczęścia. Wolę, kiedy się
uśmiechasz, kiedy zamiast łez, w twoich oczach lśni radość, iskierki szczęścia.
Dziewczyna siąka głośno nosem,
podnosząc głowę i cmokając ukochanego w usta. Ten odwzajemnia szybki pocałunek,
jednak kiedy chce go przedłużyć, Penélope odsuwa się odeń nieznacznie.
– Przesadnie mi słodzisz,
kochanie.
– Nie można przesadnie ci
słodzić. I nie można przesadnie cię kochać, Penny. Tak samo jak ty nie możesz
teraz płakać.
– Ale to łzy szczęścia, Iker. To
łzy szczęścia i radości, to wzruszenie, że przeżyłam właśnie najpiękniejsze
święta swojego życia, a twoja rodzina naprawdę mnie nie nienawidzi.
– Ale nie ulegniemy babci i nie
będziemy się hajtać, bo ona chce w spokoju umrzeć? – zmienia żartobliwie temat.
Dziewczyna wybucha chichotem.
– Jeszcze przyjdzie czas na tego
typu rozmowy. Wieczność przed nami, kochany mój. A teraz idziemy spać, bo jutro
trzeba wracać do Bilbao.
Iker parska śmiechem, całując ją
po raz kolejny w czoło.
– A nie chciałabyś prowadzić, co,
Penny?
– Nie miała bladego pojęcia,
iż ich wieczność ma skończyć się już w maju. Mieli przed sobą pięć miesięcy, to
naprawdę niewiele w obliczu przewidywanej przyszłości. Łudzili się, iż nigdy
nic nie będzie kazało im się rozstać, iż utracą siebie na zawsze, nim zdążą
spostrzec, że koniec jest bliski.
Nikt nie podejrzewał, iż Penélope i Iker stracili przyszłość, nim ta
zdążyła nadejść. Nigdy nie mieli przed sobą tej wieczności, ona była
ograniczona przez Los, nim zdążyli się poznać.
Może nie tak było, może rzeczywiście Los i Przeznaczenie nie istnieją,
lecz my chcemy wierzyć, iż jej odejście nie było przypadkowe. Chcemy wierzyć,
że gdyby miała wybór, nie odeszłaby od nas. Była przecież nasza, była naszą
Penélope, naszą nadzieją. Była wszystkim, co się liczyło, wszystkim, co miało
sens. Miała być na zawsze, często dawała mu nadzieję na piękną, wspólną
przyszłość.
A jednak odeszła.
***
Dziwne jest to coś, powyżej. Trochę słodkie, może mdłe, ale musicie mi
to wybaczyć. Mogę tylko zdradzić, że już niedługo skupimy się bardziej na
troszkę innym wątku i nie będzie już rzygofilnie! ;3
Pogoda jest trochę dziwaczna za oknem, trochę taka nieciekawa. Fajnie
czasami dobija, a ja pozdrawiam Was, dobijając się właśnie nią i Snow Patrol.
Bo jak na ironię śniegu u mnie wciąż ani widu, ani słychu.
Dla mojej siostry. Bo tak
piekielnie mocno cię kocham.
Do zobaczenia w sobotę.
Inny wątek, boziu, to już zaraz ;_;
OdpowiedzUsuńTwoja siostra.