21.10.2013

14. Remedios.


`. Wariatem jest ten, kto żyje w swoim własnym świecie jak schizofrenicy, psychopaci czy maniacy. Albo inaczej: ten, kto jest inny niż reszta ludzi


Trzykrotnie się rozłączała, nim wreszcie w Meme de Olano pojawia się tyle odwagi, ażeby po usłyszeniu znanego sobie, ciepłego głosu nie przerwać połączenia. Lecz przed wydaniem z siebie jakiegokolwiek dźwięku musi jeszcze wziąć głęboki wdech, modląc się, aby tylko dziwny, odczuwany przezeń strach zniknął. Gdyby jeszcze rozumiała powód owego uczucia, zapewne nie bałaby się ani trochę. Ale nie rozumie, co przeraża ją jeszcze bardziej.
Czyżby Remedios Amaranta de Olano Flores miała uczucia?
– Meme, naprawdę nie musisz się rozłączać – wita ją rozbawienie w tonie rozmówcy.
Jeszcze jeden głęboki wdech i:
– Witaj, Jon.
– Witaj, Meme – odpiera niby poważnie, jakby delikatnie ją parodiował, aby tylko się tak bardzo nie bała. Przecież kto jak kto, ale Jon Aurtenetxe umie czytać między słowami swojej ukochanej. – Miło cię słyszeć.
– Chyba mogę powiedzieć to samo – przyznaje, westchnąwszy z ulgą. Stara się ją rozbawić, co oznacza, iż wyjątkowo łatwo ulegnie jej pomysłowi.
Zawsze łatwo ulega, prawie w ogóle nie protestując. Jest chodzącym dowodem na to, jak niebezpieczna potrafi być miłość; jest tym, czego Meme niegdyś obawiała się najbardziej, lecz za czym niekiedy zdarza jej się tęsknić. I w takich chwilach bez zawahania pozwala ciepłym i czułym ramionom młodziutkiego Baska opleść swoją sylwetkę i kołysać ją do snu.
– Chyba? Och, Meme, tylko tyle masz mi do zaoferowania?
Pogrywa z nią, jednakże gra ta jest wyjątkowo odstresowująca.
– Och, Jon, a mówiłam ci już kiedyś, iż nie lubię zdradzać wszystkich swoich asów?
Aurtenetxe wybucha przeuroczym śmiechem do słuchawki – „O Boże, ja wcale tak nie pomyślałam!” – po czym o wiele bardziej rzeczowym tonem pyta:
– Przejdziesz do konkretów? Zgaduję, że dziś również nie spędzisz wieczoru z Martínezem, dlatego jestem tym bardziej zaintrygowany twoim telefonem.
Rezolutny z niego chłopak.
– Przejdę. Proponuję wyjście na piwo dziś wieczorem. Albo na cokolwiek innego.
– To nie są konkrety – zauważa piłkarz. I słusznie.
Meme bierze kolejny gwałtowny, płytki wdech, po czym, starając się mówić w miarę beznamiętnym tonem, dodaje:
– Wiem. Ale zaraz wszystkiego się dowiesz i mam nadzieję, iż pomysł przypadnie ci do gustu.
W istocie, przypada, bowiem Meme de Olano już niespełna minutę później czuje, jak triumfuje, i jedynie myśl o tym, co pomyśli Fernando, przez chwilę ją paraliżuje. Lecz ta chwila jest krótka, zaledwie ułamek sekundy.
Nie powinna się przejmować jego zdaniem. Przecież zaledwie się przyjaźnią, a on zaakceptuje każdą jej decyzję, nawet jeśli ta miałaby dotyczyć obudzenia się jutro u boku Jona Aurtenetxe i udawania, iż dalsze ciągnięcie tego układu wcale nie jest bez sensu.


– Amaranto, naprawdę uważam, iż popadasz w skrajności – upiera się przy swoim Penélope, kiedy jej jasnowłosa towarzyszka próbuje wperswadować jej włożenie kwiecistej bluzki na jedno ramię i czarnych rurek do kobaltowych platform z odsłoniętymi palcami.
– Och, Penélope, nie bądźże naiwna! – woła blondynka, machając na jej opinię lekceważąco dłonią. – Tobie się naprawdę wydaje, że to niezobowiązujące wyjście na piwo? – kiedy szatynka energicznie przytakuje ruchem głowy, Remedios jedynie wybucha gromkim śmiechem. – Penélope, słoneczko, mówiłam ci już przecież, że Jon zapewne przyciągnie ze sobą Ikera.
Szatynka prycha cicho, nim wreszcie burczy:
– Dlaczego tak usilnie mnie pchacie w jego ramiona? A jeśli ja nie chcę? A jeśli to nie jest facet dla mnie? A jeśli… – przerywa, gwałtownie milknąc.
Meme obejmuje ją ramionami, czując to, o co na pewno nigdy się nie podejrzewała. Po prostu musiała ją przytulić i niespiesznie pogładzić po jeszcze rozpuszczonych, brązowych włosach.
– A jeśli ty tego chcesz, Penélope? – pyta miękko. Całe nabyte przy Javim skurwysyństwo uleciało z niej w jednej sekundzie, obnażając tę część duszy Meme, o którą nikt nigdy by jej nie podejrzewał.
Oprócz Fernando oczywiście.
– A chcę? – głos Wenezuelki łamie się, lecz do szlochu jej daleko. Na szczęście, bo Meme nigdy nie była dobra w pocieszaniu.
Argentynka uśmiecha się ciepło, odsuwając się od przyjaciółki.
– Nie wiem, Penélope. Ale ty wiesz, na pewno to wiesz. I sama musisz podjąć decyzję.
Kiedy Penélope zapada w dziwne milczenie, które jest znakiem, iż zastanawia się nad słowami Meme, ta odwraca wzrok w stronę okna w sypialni panny Amorebiety, zza którego widzi panoramę Bilbao. To miasto jest całkowicie piękne, jednakże ograniczające.  
Gdyby nie była teraz w Bilbao, nie tkwiłaby w tych chorych układach z Jonem, z Javim i z całą resztą zespołu. Nie musiałaby przejmować się udawaniem, bez skrupułów wszystkich raniąc. A tymczasem tutaj, w tym przeklętym Bilbao, Meme de Olano odczuwa niepokój właśnie z powodu prawdopodobnego złamania serca młodego Aurtenetxe. Mówiła mu wielokrotnie, ażeby odszedł, nim się zaangażuje. Mówiła, że to nie będzie miało sensu. Wiele rzeczy uparcie mu powtarzała, ale on po prostu był i nie chciał przestać.
A może bywał? Bo Meme w życiu Jona bywa, tak samo jak i całej reszty. Bycie to za poważne słowo, za wiele obowiązków trzeba wziąć na swoje barki wraz z byciem. Bywanie jest proste, nieregularne, kilkudniowe. Niewymagające. Niebudzące uczuć. Zaś Meme do uczuć nie jest zdolna. Nie pokocha nikogo, bowiem nie potrafi; jedynie łamanie serc tych naiwnych mężczyzn wydaje jej się mieć sens.
„Remedios, jesteś kuriozalna. A przecież doskonale wiesz, do czego musisz doprowadzić. I wiesz też, jak to rozegrać” – powtarza sobie w myślach i pewnie robiłaby to dużo dłużej, gdyby nie rozległo się zdecydowane pytanie Penélope:
– Co mam na siebie włożyć wreszcie?
Meme uśmiecha się pod nosem, gdyż słowa te są dlań jednoznaczne. Penélope podjęła najsłuszniejszą z możliwych decyzji i na pewno tego nie pożałuje. Nie tak, jak niekiedy Remedios zdarza się żałować całej swojej baskijskiej historii.
Argentynka bez zastanowienia podaje jej wcześniej wybrany strój, który tym razem ta akceptuje bez protestów.
– Ale zapleciesz mi warkocz na ramię – no dobrze, prawie bez protestów.
– Zaplotę. Mamy jeszcze pół godziny do wyjścia – oświadcza, spojrzawszy ukradkiem na ustawiony na szafce nocnej czarny budzik głoszący „Aupa Athletic”. Kiczowaty gadżecik, jak sprezentował jej Fernando ze dwa dni temu.
Bez słowa nakazuje szatynce wdziać wybrane ubrania, zaś sama szybko wybiera kusą, jasnozieloną sukienkę z szyfonu i neutralne szpilki w kolorze nude. Tym razem bez platformy. Może pozwolić sobie na nie przy liczącym metr dziewięćdziesiąt Javim, jednak Jon jest niższy o te osiem centymetrów i lepiej przy nim wygląda w zwykłych szpilkach. Może to trochę konserwatywne myślenie, jednak Meme de Olano lubi, kiedy jej mężczyzna jest odeń wyższy.
I właśnie w tej chwili, na samą myśl o Javim, przypomina jej się coś nader istotnego. A dokładniej – dwudzieste trzecie urodziny Martíneza, które wypadają za dokładnie dwa dni, drugiego września.
Jak mogła zapomnieć?
To niby całkowicie proste – po prostu nawał pracy, problemów z relacjami z Javierem i Jonem oraz trochę wrodzonego nierozgarnięcia. I tylko tyle wystarczyło, ażeby Meme de Olano zapomniała. I naprawdę nie czuje się z tym dobrze.
Czyżby ta nieczuła suka, której nikt nigdy nie podejrzewał o jakiekolwiek uczucia, jednak je posiadała? Kobieta specjalizująca się w ranieniu i wykorzystywaniu odczuwa wyrzuty sumienia, bo zapomniała o zaledwie urodzinach Javiera?
Niemożliwe.
Więc dlaczego dzieje się naprawdę? Jakim cudem Remedios de Olano, naczelna zdzira Bilbao, królowa cielesnych uciech i imprez w 69, czuje smutek z tak banalnego powodu?
Odgarnia blond włosy na jedno ramię, jakby chciała odgonić tym gestem kłębiące się w jej głowie myśli. Nie może myśleć o tym, co się dzieje, ponieważ to tylko iluzja. Ona nie ma głębszych uczuć, nie ma nawet prawa ich odczuwać. To nie w stylu wielkiej władczyni Bilbao zasiadającej w honorowej loży u boku Martíneza, króla skurwysyństwa, oraz Llorente, księcia cynizmu i braku zahamowań.
Meme de Olano należy do diabelskiego tria, a co za tym idzie, nie potrafi czuć. Bo gdyby było inaczej, nie robiłaby tak złych rzeczy, nie?
Ubrana w wybrane przezeń ciuchy Penélope uśmiecha się delikatnie, zasiadając na dużym, miękkim łóżku, ażeby Meme uczesała ją w zamówiony warkocz. Remedios z uśmiechem siada obok.
– Łóżko wodne? – pyta ze śmiechem, przyjemnie zapadając się w wypełnionym wodą materacu.
– Zajebista sprawa, nie? – bursztynowe oczy Penélope lśnią niepokornie, a jej twarz rozświetla ten uśmiech, dzięki któremu nagle staje się jasne, dlaczego Muniain tak łatwo jej uległ.
– Ty to wymyśliłaś?
– Nano – macha z lekceważeniem dłonią. – Uwielbia urozmaicać mi życie.
Argentynka parska śmiechem, choć z ust Fernando usłyszała już chyba każdą anegdotkę dotyczącą Penélope.
– Dobierany, francuski, jaki? – pyta, mając na myśli warkocz.
– Oddaję się w twoje ręce. Żeby tylko było ładnie.
Dietetyczka skina głową, rozdzielając pasma cienkich, brązowych włosów za pomocą niewielkiego grzebyka, a następnie niespiesznie zaplata je w subtelny splot opadający na prawe ramię, które zdobi materiał asymetrycznej bluzki. Brązowa, gęsta grzywka zaś opada na czoło Penélope i przez kilka chwil wydaje się nawet, że jest ona jej ozdobą.
– Gumkę poproszę – wyciąga lewą dłoń, w którą natychmiast udająca powagę Penélope wciska rzecz. A potem wybucha nagle śmiechem, upewniając Meme, iż ta uwielbia jej nieprzewidywalność. I Iker chyba też to w Penélope uwielbia, bo przecież wciąż mu jej mało. Wcale nie musiał tego mówić, ażeby Meme wyczytała wszystko gdzieś pomiędzy spojrzeniami wymienianymi z jej przyjaciółką.
A kiedy wszystko stało się jasne, zaś Meme de Olano odkrywała w sobie zalążki serca, wykonała prosty telefon do Aurtenetxe, mając w zamiarach upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Albo po prostu załatwić dwie sprawy jednego wieczora – upewnić Penélope, iż Ikerowi zależy i cokolwiek między nimi się rozwija, na pewno ma to sens, a także przygotować Jona do nieuchronnego. Z naciskiem na to drugie, bowiem coś obiecała poprzedniego wieczora. A może nawet nie tyle obiecała, co doszli do wniosku, iż najwyższa na to pora.
– Wiesz, że on cię woli w rozpuszczonych włosach? – pyta zaczepnie Fernando Amorebieta, pojawiając się nagle w drzwiach sypialni Penélope.
– Mówiłam jej to tyle razy! – woła Meme, na co Penélope tylko lekceważąco prycha.
– Nie lubię, kiedy te cienkie i beznadziejne do entej potęgi kłaki lecą mi do oczu – oświadcza poważnie. Fernando zaczyna się śmiać, niespiesznie zmierzając w stronę łóżka dziewczyny. Nim siada, obdarza jeszcze policzki obu pań pocałunkami.
– I mówi to ta, która uparcie nosi grzywkę – komentuje znużonym głosem, który jest jego celową zagrywką. – Ale weź pod uwagę, że ładnie ci w rozpuszczonych włosach – nalega.
Urażona tym, iż nikt nie bierze jej zdania pod uwagę, Penélope wydyma urażona wargi, unosząc głowę w stronę okna. Meme parska na to śmiechem, opadając do pozycji leżącej na wodny materac. Chwilę później głowa Amorebiety spoczywa na jej brzuchu.
– Kochanie, nie burz się – zaczyna słodko Argentynka. – Fernando chce dla ciebie dobrze.
Wenezuelczyk energicznie potwierdza kiwnięciem głową.
– Jak chcesz tutaj leżeć, nie kręć się – warczy cicho Meme w jego stronę, co powoduje jego krótki wybuch śmiechu.
– Och, ja wcale nie wątpię w intencje Nano – syczy Penélope. Oboje natychmiast odczytują w tonie jej głosu, iż zaraz zaatakuje pełną parą. Ba, Meme nawet doskonale wie, jaki zarzut wyciągnie przeciwko swojemu rodakowi. – Przecież tak często potwierdza, jak dobrze dla mnie chce, usilnie organizując mi spędzenie czasu w Muniainem.
Fernando na te słowa wybucha wdzięcznym śmiechem, podniósłszy się z brzucha Meme.
– Penélope, nie denerwuj się – prosi, przytulając się do pleców obrażonej dziewczyny. – Może ty tego nie widzisz, ale jemu na tobie naprawdę zależy. Tylko jest nieśmiały i młody, nie umie ci tego pokazać.
– Poradzilibyśmy sobie bez twojej pomocy, Nano – burczy szatynka.
Meme cudem hamuje się przed rzuceniem złośliwej uwagi dotyczącej usłyszanej liczby mnogiej w wypowiedzi przyjaciółki. Jednak ze względu, iż przy niej i przy Fernando budzi się w niej prawdziwe serce, pyta tylko:
– Tobie też zależy, prawda, Penélope?
Wenezuelka odwraca się w jej stronę, wyplątawszy się z objęć Fernando, a z jej oczu można wyczytać wszystko to, czego nie mówi. I Meme właśnie to robi, już wiedząc, iż wszystko jest na dobrej drodze do uszczęśliwienia dwóch dusz.
Tylko dlaczego tę okrutną dla wszystkich, nieczułą królową nienawiści nagle obchodzi to, co dzieje się w dwóch młodych sercach sparaliżowanych strachem i nieśmiałością?


Ona mogła się zmienić? – pytam cicho, przerywając Nando jego opowieść. Wciąż siedzimy na dywanie, choć poprawniej byłoby powiedzieć, iż ja siedzę, zaś mój przyjaciel leży z głową na moich kolanach. Palce mam wplecione w jego blond loczki, którymi bawię się od przeszło godziny, a może i nawet dłużej.
Nando ciężko wzdycha, przymykając powieki. Ma niesamowicie piękne oczy, w które wpatruję się od kiedy tylko siedzimy w takiej pozycji. Nim odpowiada, wyplątuję jedną dłoń z jego włosów i sięgam po dwie czekoladki, z których jedną wsadzam mu do buzi. Nie wiem, czy miał to w zamiarze, ale muska ustami moje palce, a ja nieświadomie drżę.
Doprowadza mnie do szaleństwa, kiedy chwilę później obdarza mnie usatysfakcjonowanym uśmiechem i odpowiada cicho:
Nie wiem. Ja się zmieniłem, Javi się zmienił, ona też się zmieniła, ale to miało miejsce już po utracie Penélope. Nie wiem, czy mogła się zmienić, kiedy ta jeszcze była, a przed nami rozciągała się perspektywa wielu pięknych miesięcy z nią. Remedios zawsze należała do trudnych postaci, a przy Fernando… Cóż, oni zawsze zachowywali się przy sobie bardzo niezrozumiale dla nas. Ale nie umiem poprawnie rozważyć tej historii z ich perspektywy, ponieważ ani Remedios, ani Fernando nie lubią mówić o tamtych czasach, a to, co wiem, co usłyszałem, niewiele ma z nimi wspólnego.
Wolałbym zwrócić uwagę na Penélope, na to, że już wtedy przeczuwała, jak bardzo go pokocha. Denerwowało ją, iż inni wchodzą z butami w jej życie, że Amorebieta tak uparcie popycha ją w ramiona Ikera, ale wiedziała też, iż prędzej czy później z własnej woli i tak by w nie wpadła. Iker Muniain był uroczy, nieśmiały, zajebiście utalentowany i po uszy w niej zakochany. A ona czuła to całą sobą, choć nie chciała tej świadomości do siebie dopuścić. Nie znała go nawet dwa tygodnie, bo te miały upłynąć dokładnie w dzień urodzin Javiego, ale nawet tego nie zauważywszy, wpadła w ramiona uczucia potocznie zwanego miłością. Albo zakochaniem, które do miłości prędzej czy później prowadzi.
W każdy razie, Amayu, Remedios tamtego dnia wpadła na najgenialniejszy na świecie pomysł. Podwójna randka miała zarazem mocniej zacieśnić więzy między Ikerem i Penélope, jak i pozwolić jej spokojnie wyperswadować Jonowi kochanie siebie. Problem polegał tylko na tym, iż…
Jon nigdy nie potrafił przestać jej kochać – wchodzę mu w słowo. Nando uśmiecha się smutno, a ja, niesiona jakimś niezrozumiałym instynktem, schylam się i delikatnie muskam jego wargi, całkowicie zapominając o konsekwencjach, które będę prędzej czy później musiała ponieść.


Kolana Jona Aurtenetxe są wygodne, zaś jego dłonie ciepłe, kiedy dotykają nagich ud Remedios de Olano. Wpadła do Los Leones z Penélope u boku i szybko zajęła się Jonem, dając przyjaciółce i Ikerowi – wcale nie byli zdziwieni, iż zostali wrednie skazani na swoje towarzystwo – wolną rękę. Poza tym jakieś pół godziny później wypita przezeń wraz z Jonem butelka szampana zaczęła działać i nim się spostrzegła, ciepłe usta młodego Baska zaczęły muskać jej szyję, zaś ona sama znalazła się na jego kolanach, pozwalając sobie na powolne poddawanie się jego czułościom.
Iker i Penélope szampana nie tknęli, zamiast niego zamawiając dwie duże kawy mrożone, zaś Meme usłyszała w pewnym momencie, iż Muniain obiecuje swojej towarzyszce zademonstrowanie atrakcji, których ostatnio nie zdążyli zobaczyć.
„Brawo, Meme, jesteś przegenialna. A teraz muszę się postarać, ażeby zrealizować swój własny plan na ten wieczór” – przechodzi przez myśli blondynki. Jej mózg reaguje na to automatycznie, nakazując wymruczeć:
– Jon…
Młody Bask jeszcze raz muska łabędzią szyję swej towarzyszki, nim odmrukuje wprost do jej ucha:
– Tak, Meme?
Na dźwięk jego głosu delikatnie otumaniona alkoholem Argentynka nieznacznie drży z przyjemności, co okropnie jej się podoba. Javier nigdy nie szeptał do niej z taką czułością, jaką słyszy w głosie jego młodszego kolegi z drużyny.
– Kochasz mnie, Jon? – pyta cicho, stawiając wszystko na jedną kartę. A przecież doskonale zna odpowiedź, jakiej wolałaby nie usłyszeć. A przecież nie na to się pisała, wdając się w romans z młodym lewym obrońcą Athletic Club.
I choć modli się w głębi serca o całkowicie inną odpowiedź, dociera do niej to, czego nie chciała słyszeć. Prosta i czuła deklaracja, jaką nieczułe serce Meme de Olano przyjmuje nader dziwnie, nader… ciężko.
– Kocham cię, Meme.
A słowa te opadają na sumienie Argentynki, która jedynie wzdycha.
– Miałeś mnie nigdy nie pokochać – szepcze głosem pełnym smutku. – Miałeś po prostu się ze mną pobawić, a potem mieliśmy to skończyć.
Jon delikatnie muska szyję Meme ustami, ażeby po chwili podnieść ją ze swoich kolan, okręcić w drugą stronę i ponownie posadzić, patrząc wprost w oczy Remedios de Olano o odcieniu zimnego, ciemnego piwa.
– Nie, Meme – przeczy zdecydowanie. – Nigdy ci nie obiecywałem, że cię nie pokocham. A ty wiedziałaś, że to się stanie.
– Wiedziałam.
– Więc w czym jest problem, Meme? – pyta miękko, biorąc w dłonie jej twarz. Dzięki temu nie może opuścić wzroku i uciec gdzieś, gdzie będzie nieuchwytna. Jeszcze nigdy nie rozmawiali na poważnie o uczuciach, jeszcze nigdy Meme de Olano nie wyglądała na przybitą faktem swojej nieczułości.
– Wiesz, w czym jest problem.
– Wiem – przytakuje spokojnie Aurtenetxe. – Ale chcę to usłyszeć od ciebie. Powiedz to, Meme, przecież słowa nie są takie straszne.
Nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, iż ten młody, dziewiętnastoipółletni chłopak będzie tak spokojnie mówił o miłości i jej braku. Mogła tego spodziewać się po innych, mogła oczekiwać takiego zachowania ze strony choćby nawet Markela starszego o pięć lat, o ile kiedykolwiek byłby w stanie ją pokochać. Ale ani Susaeta, ani Martínez, ani żaden z innych, mniej ważnych kochanków Meme de Olano nigdy nie odważył się powiedzieć jej, iż jest dlań najważniejsza.
A temu młodemu chłopakowi, Jonowi Aurtenetxe odwagi nie zabrakło.
– Nie powiem tego, Jon, bo nie umiem – przyznaje cicho Meme. A po chwili zmienia temat, jakby bała się, do czego może doprowadzić ta rozmowa.
Wszak po raz pierwszy Remedios de Olano można podejrzewać o posiadanie serca, o jakiekolwiek uczucia, choćby te były zaledwie strachem.
– Czy Javiemu robimy jakąś imprezę? – pyta cicho, wciąż patrząc wprost w oczy Jona. Ten nie chce wypuścić jej twarzy ze swoich dłoni, nie chce tracić dotychczas niespotykanego błysku w jej oczach.
– Wszystkim zajmuje się Gurpe i Iraola. Prezent kupił już Borja do spółki z Mikelem. Nie musisz się niczym martwić, ani uciekać od rozmowy na temat nas.
Meme przymyka na kilka chwil powieki, ażeby móc w spokoju zebrać myśli. Słowo „nas” przeraża ją najmocniej, bo nigdy dotąd nie słyszała go z ust mężczyzny niebędącego podobnym do niej. Javi często mówił „my” z nutką sarkazmu, z lekką pogardą dla stałych związków i wszystkim tym, czego Meme mogła oczekiwać po klasycznym skurwysynie. Jon używa tego słowa z miłością, jaką ją darzy; z uczuciem, którego nigdy wcześniej nie zakosztowała i którego naprawdę się boi.
Tym bardziej, iż nie umie pokochać go tak samo, jak on kocha ją. Nie umie pokochać go w ogóle.
– Miałeś mnie nie kochać. Miałeś tego nigdy nie zrobić, bo ja nie nadaję się na materiał do pokochania… – dalszych słów nie jest w stanie wypowiedzieć, ponieważ młody Bask zamyka jej usta pocałunkiem.
– Na razie zostańmy przy tym, co mamy, Meme – prosi kilka chwil później, kiedy już się od niej odsuwa. – Nie oczekuję po tobie więcej, aniżeli możesz mi dać.
I wtedy Meme de Olano, całkowicie skołowana przez alkohol, nadmierną czułość i mętlik, jaki panuje w jej głowie, szepcze:
– Zabierz mnie do siebie i udowodnij, iż to wszystko może mieć jakikolwiek sens.


***
Czasami okrutnie nienawidzę geografii i ruchów obiegowych i obrotowych Ziemi. Nie wspominając o Układzie Słonecznym i strefach czasowych. Co mnie podkusiło na ten geo-wos?
Tak na wszelki wielki przypominam, że rozdziały są w gruncie rzeczy pisane z subiektywnego punktu widzenia bohaterów. I jestem ciekawa waszych teorii, może ktoś się podzieli jakąś w komentarzu? ;>
Dla Marty. Za to, jak pięknie domaga się rozdziału po hiszpańsku. I że tak bardzo kocha MM, choć czasami nie rozumiem właściwie dlaczego.
Do zobaczenia w czwartek.


 PS. Blogspot znów świruje z czcionką -.- 

1 komentarz:

  1. Moje ulubione opowiadanie. I mam kilka teorii, ale muszę je jeszcze przemyśleć, żeby ubrać je w jakiekolwiek znośne słowa. Dziś już nie myślę.
    Skąd ja to znam! Też byłam na geo-wos, ale maturę zdawałam z biologii, geografię nawet lubiłam, ale nie mogłam jej całej nigdy ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń